niedziela, 19 maja 2013

Mam już roczek

Zatem stało się...
19. maja 2013 r. Czesław skończył rok. Tuż po 16:40 pierwsza świeczka na torcie została zdmuchnięta. Za nami trudy porodu, pierwszych chwil razem, pierwszych uśmiechów, rehabilitacji, kaskoterapii... Teraz jesteś ślicznym, kochanym, zdrowym chłopcem. Niedługo zrobisz swój pierwszy samodzielny kroczek. Wszystkiego najlepszego synku.
Czas chyba przestać snuć opowieść o Kaskowym Czesiu i zaprosić wszystkich TUTAJ na wspólne podglądanie historyjek i histrorynek z życia naszej wesołej rodzinki.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Istnieje życie po kasku

Podczas ostatniej wizyty Czesia w Berlinie zostaliśmy pouczeni, że oto nadchodzi bardzo newralgiczny okres w życiu naszego synka – pierwszy tydzień bez kasku. Mieliśmy bardzo na niego uważać. Mogło się bowiem okazać, że Czesio przez pierwsze dni nie będzie w pełni świadomy tego, że powinien chronić głowę przed urazami. Dotąd bowiem posiadał warstwę ochronną w postaci kasku. Było to o tyle istotne, że Czesio właśnie podjął także pierwsze próby czworakowania oraz zaczął namiętnie podciągać się do stania.

Po dziesięciu dniach od zdjęcia kasku mogę z całą stanowczością zaświadczyć, że moje dziecko przeżyło ów czas – w tym Święta Wielkanocne – w jednym kawałku. Trudno mi nawet przywołać w pamięci jakąś sytuację zdecydowanie przyprawiająca o palpitację serca. Odnoszę wrażenie, że Czesio z równą łatwością powitał jak i pożegnał kask. Jego brak nie zrobił na nim większego wrażenia. Może tylko pozbycie się białego balastu odciążyło głowę i barki o jakieś 204  gramy, w związku z czym synek sprawniej staje na dwóch nóżkach. Poza tym Czesio pozwala sobie zakładać na głowę rzeczy, o których nie śniło się filozofom...

Natomiast czapeczki ściąga z głowy w trybie natychmiastowym - tak jak przed założeniem kasku, tyle, że sprytniej. Cóż chłopczyk nam rośnie i jest coraz sprawniejszy ruchowo...




W związku z tendencjami rozwojowymi naszej pociechy zasięgnęliśmy opinii fachowca. Po konsultacji z naszą fizjoterapeutką uczymy teraz Czesia prawidłowo stawać oraz powracać ze stania do siedzenia w bezpieczny sposób. Sprawiliśmy mu butki, aby kontrolować równolegle ustawienie stóp. Staramy się także wzmocnić jego prawą stronę. Niestety, asymetria nadal gdzieś tam pobrzmiewa w tle. Czesio ma obecnie nieco silniejszą prawą nóżkę i sprawniej siada z leżenia na prawym boczku niż na lewym. Będziemy zatem przez jakiś czas musieli wykazywać się czujnością, aby mieć pewność, że synek nie powróci do dawnych złych nawyków.

środa, 3 kwietnia 2013

Przykicał Zajączek...

Święta, święta i po świętach... A tymczasem w nasze progi przykicał Wielkanocny Zajączek!


 
Zajączek przykicał do nas od Gizanki i przyniósł same skarby: dwie wspaniałe książeczki z bajkami, ręcznie dzierganą czapuchę na Czesia zestetyzowaną łepetynkę, rybkę-maskotkę (hand made) oraz coś słodkiego. Słodkie przypadło tym bardziej wyrośniętym członkom rodziny :-) 

Za wszystkie prezenty serdecznie dziękuję w imieniu własnym, Czesia oraz Taty Czesia. Dziękuję także Agnieszce, inicjatorce świętecznej wymianki prezentowej.

środa, 27 marca 2013

Relacja z ostatniej wizyty w Berlinie

A oto kilka szczegółów z naszej ostatniej wizyty w berlińskim oddziale Cranioformu:

Przejazd Yarisem na trasie Warszawa – Berlin zimą, z dziesięciomiesięcznym brzdącem okazał się znośny. Pod wpływem specyfików przepisanych nam w piątek przez pediatrę (Zyrtek i Deflegmin), katar Czesia znacząco się zmniejszył. Dzięki temu synek podczas podróży był mało marudny i nie wyglądał na chorego. Właściwie całą drogę Czesio grzecznie się bawił oraz od czasu do czasu przysypiał.  Pozwoliło to Tatusiowi Czesia zawieźć nas bezpiecznie z punktu A do punktu B, z kilkoma przystankami niezbędnymi na wyzbycie się drobnych w punktach poboru autostradowych opłat oraz na dokonanie niezbędnych zakupów w przydrożnej stancji benzynowej. Z całej tej wyprawy Czesiowi najbardziej podobało się obserwowanie drzew za oknem, ciskanie zabawkami po całym samochodzie oraz spożywanie słoiczkowych deserków w przydrożnym barze szybkiej obsługi z żółtym logo.

Sama wizyta w berlińskim Cranioformie była szybka, krótka i konkretna. Przybyliśmy do kliniki na umówioną godzinę. Tym razem panował mały ruch. W poczekalni spotkaliśmy zaledwie jedną panią z malutkim chłopczykiem. Kształt jego głowy jednoznacznie sugerował, że maluch czeka na kask. Następnie przyszła para z dwójką małych dzieci (w tym jednym okaskowanym brzdącem) – prawdopodobnie na pomiar kontrolny.
 
Tuż po godzinie 10:00 poproszono nas do gabinetu. Głowa Czesia została dokładnie zbadana. Pan Volker Tschiersch spojrzał na jego mózgownicę i stwierdził, że wygląda bardzo ładnie. Następnie zmierzył jego asymetrię. Pobrał także wymiar czaszki wzdłuż, wszerz i po obwodzie (powodując u Czesia małą irytację). Obmacał również głowę Czesia, własnoręcznie sprawdzając czy na główce nie ma żadnych kantów. Podyktował po niemiecku wyniki pomiarów swojej asystentce po czym oznajmił, że asymetria zniknęła, kształt głowy jest bardzo ładny, zatem terapia przebiegła pomyślnie. Następnie wykonano zdjęcie 3D, stanowiące dokumentację fotograficzną zwieńczenia terapii. Czesio zniósł wizytę bardzo dzielnie, ale i tak nie obyło się bez szlochu na etapie fotografowania. Gdy było już po wszystkim, poproszono nas o spędzenie kwadransa wraz z Czesiem w poczekalni. W tym czasie zdjęcia poddano obróbce i zgrano na płytę CD.

Ostatnim, chyba najprzyjemniejszym momentem, było ponowne wejście do gabinetu i obejrzenie wraz z personelem Cranioformu zdjęć Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Fotografie wykonano w trójwymiarze. W związku z tym idealnie dokumentują przebieg terapii. Dopiero bowiem na trójwymiarowej fotografii widać, jak zniekształcony był łepek Czesia. Zdjęcie takie daje nie tylko ogólny ogląd tego gdzie głowa była spłaszczona i jak wyglądała z tyłu czy z boku, ale również pozwala dostrzec jak zniwelowane zostały wszelkie nierówności.

Powiem szczerze – efekt terapii jest rewelacyjny! Nie żałuję ani chwili spędzonej na dojazdach oraz ani eurocenta wydanego na kaskoterapię. Teraz głowa naszego dziecka prezentuje się wzorcowo! Kto wie, może zostanie modelem albo muzykiem… Podobno okrągła makówka jest znakiem talentu muzycznego u tego, kto ją nosi. Ciekawe, czy talent można zasiać w głowie poprzez noszenie kasku…

Poniżej zamieszczam kilka dwuwymiarowych klatek z podobizną Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Mam nadzieję, że fotografie przekonają nieprzekonanych o skuteczności tej metody.
 
Czesio przed okaskowaniem (10-12-2012):



 
 
Czesio po kaskoterapii (25-03-2013):  
 



 
Teraz czeka nas gorący tydzień – i nie chodzi tutaj tylko o gorączkę przedświąteczną i szał pisankowania. Czesio będzie musiał nauczyć się żyć bez kasku – a my wraz z nim. Według p. Tschierscha zajmuje to od 5 dni do tygodnia. Jest to o tyle gorący temat, że Czechulo właśnie nauczył się podciągać do stania i namiętnie wdrapuje się na wszystko co popadnie. Lada chwila nauczy się chodzić.  Jednakże to, czy istnieje życie po kasku, i co to za życie, to już materiał na kolejny wpis…

wtorek, 26 marca 2013

Koniec kaskowej przygody

I oto stało się! W poniedzialek 25. marca 2013 r. Czesław zakończył kaskoterapię. Głowa Czesia została dokładnie zmierzona i okazało się, że po asymetrii nie ma już śladu. Terapia trwała 3,5 miesiąca (od 10. grudnia 2012 r. do 25. marca 2013 r.). Czesio rozpoczął ją jako niespełna siedmiomiesięczny szkrab i zakończył jako dziesięciomiesięczny chłopczyk. Cała rodzina cieszy się na myśl o spędzeniu Wielkanocy z Małym Rycerzem z odkrytą przyłbicą.

Kask Czesia został dokładnie wymyty i właśnie się suszy. Zamierzamy go przechowywać na wieczną kaskoterapii pamiątkę w firmowym woreczku Cranioformu :-)

środa, 20 marca 2013

Przedwyjazdowo

Powoli zbliża się termin kolejnego wyjazdu do Berlina. Już nie mogę się doczekać, aż w poniedziałek (25/03/2013) łepetynka Czesia zostanie fachowo zmierzona. Widzę przeogromną poprawę w kształcie jego głowy i mam nadzieję, że pomiar antropometryczny to wykaże...

Niestety, jak na złość Czesio zachorował. Trzeci dzień z rzędu walczymy z przeziębieniem. Niby nic, a jednak przy takim maluchu nawet najdrobniejszy katarek może wyewoluować w zapalenie ucha środkowego a niewinny kaszelek rzucić się na gardło i płuca. W związku z tym głównie siedzę w domku, bawię się z synkiem i staram się robić wszystko aby do weekendu postawić go na nogi. Tymczasem tyle jest do zrobienia: zabezpieczyć odpowiednią ilość rzeczy na wyjazd, ogarnąć chałupkę, powysyłać świąteczne życzenia, i oczywiście... nadać paczkę od Zajączka dla Młodejmamy. Tak, tak - ja też dałam się ponieść przedświątecznemu szaleństwu i zgłosiłam się na drugą edycję Mamowo blogowej wymianki prezentowej u Agnieszki.


Mam nadzieję, że Młodamama nie pożałuje, że nas sparowano :-)))

Trzymajcie kciuki za Czesia - i za wyleczenie katarku i za pozbycie się asymetrii. Na szczęście synek z każdym dniem starszy, większy i silniejszy. Wczoraj skończył 10 miesięcy :-)


poniedziałek, 11 marca 2013

Pobilansowo

Czesiulek odbył kolejne badanie bilansowe - tym razem po ukończeniu 9 miesięcy życia.
 
Jest chłopcem szczupłym (8,6 kg = 25 centyl), średniego wzrostu (74 cm = 50+ centyl), z ciągle rosnącą łepetynką (45 cm obwodu).
 
 
 Właśnie nauczył się samodzielnie siadać :)))

piątek, 1 marca 2013

Pokontrolnie

We wtorek byliśmycałą rodzinką na kontrolnym badaniu Czesia w poradni rehabilitacyjnej. Nasz synek zaprezentował się wspaniale - fikał i brykał na dywanie, ładnie bawił się klockami, usiłował dobrać się do laptopa i miał wyjątkowo pogodny nastrój. Pani doktor dokładnie zbadała, jak się prezentuje jego asymetria i obniżone napięcie mięśniowe, po czym nazwała go "ślicznym, zdrowym chłopcem". Rzeczywiscie, Czesio ładnie trzyma oś symetrii. Na tle rówieśników nadal rozwija się powoli, ale dla pani doktor jest oczywiste, że kiedyś sam usiądzie, stanie oraz zacznie chodzić. Mamy go jedynie pilnować, aby na dalszych etapach rowoju nie powrócił do złych, asymetrycznych nawyków z wczesnego dzieciństwa.
 
Po wtorkowym badaniu powiało optymizmem. Już nie mogę się doczekać wyjazdu do Berlina na kolejne mierzenie główki. Po cichutku liczę na szczęsliwe zakończenie terapii kaskowej...

wtorek, 19 lutego 2013

Adaś - kaskowy kolega Czesia

Nasz synek zyskał nowego kaskowego kolegę. Okazało się, że nieopodal nas, w Pruszkowie, mieszka ze swoją mamą i tatą niejaki Adaś. Adaś właśnie skończył 11 miesięcy i od mniej więcej miesiąca nosi kask Cranioformu, zakupiony w krakowskiej Diagnozie. Mama Adasia także prowadzi blog poświęcony terapii kaskowej swojego synka. Co prawda poznałyśmy się w sieci, lecz nie potrafiłyśmy się oprzeć pokusie spotkania w tak zwanym realu.
 
Podczas spotkania chłopcy mogli trochę wspólnie poszaleć. Natomiast my – jak to kaskowe matki – rozmawiałyśmy głównie o różnych aspektach terapii naszych dzieci. Jako bardziej doświadczona matka kaskowicza mogłam na żywym modelu zademonstrować, że Czesio bardzo ładnie zareagował na leczenie. Mama Adasia była pozytywnie zaskoczona, gdy zdjęłyśmy synom kaski i porównałyśmy główki dzieci. Obaj chłopcy byli zdiagnozowani z taką samą wartością asymetrii, wynoszącą 1,5 cm. Mój synek zaczął terapię 10. grudnia 2012 r. w wieku 6 miesięcy i 3 tygodni, a Adaś w styczniu w wieku 10 miesięcy.
U Czesia wszystko się praktycznie zniwelowało. Dwumiesięczny Czesiulek wyglądał, jakby mu brakowało ¼ czaszki. Półroczny Czesio, po trzech miesiącach fizykoterapii, nadal sprawiał wrażenie, jakby mu ktoś mocno w głowę przyłożył żelazkiem. Podczas oficjalnego mierzenia, które miało miejsce niecały miesiąc temu, jego asymetria wynosiła już tylko 0,5 cm. Obecnie wynosi pewnie z 2-3 mm, albo i mniej... Ponieważ Czesiowi wyrosły włoski, po zdjęciu kasku wygląda całkiem normalnie. Człowiek niewtajemniczony nie zauważy, że coś kiedyś było na tyle nie tak z kształtem jego głowy, aby skłonić nas do terapii kaskowej.
Aktualnie u Adasia, tak jak kiedyś u Czesia, też jakby brakuje kawałka mózgownicy. Na szczęście jego najbliżsi widzą poprawę, zatem wszystko jest na dobrej drodze. Mam nadzieję, że widok czesiowej łepetynki nastroił jego mamę pozytywnie. Wszakże za kilka-kilkanaście tygodni głowa jej dziecka także powinna się wyrównać.

Pielęgnacja kasku

Zgodnie z niemieckimi zaleceniami kask dezynfekujemy 70% alkoholem (bez domieszek przemysłowych typu denaturat). Pielęgnacja polega głównie na bardzo dokładnym wytarciu kasku od środka bawełnianą pieluszką zwilżoną wysokoprocentowym alkoholem spożywczym. Podobno sekret prawidłowej pielęgnacji tkwi w maksymalnym dociskaniu szmatki i nieprzesadzaniu z ilością płynu. Ponieważ w Niemczech nie ma możliwości swobodnego zakupu spirytusu nadającego się do spożycia, w specyfik należało zakupić w aptece – i to na receptę! Koszt alkoholu okazał się niemały – 35 Euro! Mój mąż powiedział, że poczuł się jakby kupował jakiś drogocenny koniak J.

 
Niestety, mimo naszych usilnych starań, po kilku tygodniach noszenia kask Czesia śmierdział okrutnie i był cały zażółcony od środka. Prawdopodobnie Rafał zbyt słabo przyciskał szmatkę podczas pucowania… My oczywiście staraliśmy się to ignorować, pomni słów Volkera Tschierscha, że kask zazwyczaj nieprzyjemnie pachnie. Podczas naszej drugiej wizyty w Berlinie okazało się jednak, że przykry zapach przekroczył pewną dopuszczalną granicę przyzwoitości. Aby ulżyć naszym nosom i zapobiec ewentualnej infekcji u Czesia pan Tschiersch zasugerował zorganizowanie synkowi „dnia bez kasku” i jednokrotne dokładne czyszczenie ortezy. Pracująca tam pani (chyba o imieniu Carina) powiedziała, że pianka, którą wyścielany jest kask ma pory, stąd jej właściwości absorbujące. Podejrzewam, że to jest powód dla którego nie zaleca się mycia kasku oraz dezynfekowania innymi substancjami niż alkoholem (pianka to "zaciąga" i potem kask może podrażniać skórę dziecka). Następnie otrzymaliśmy dokładny przepis na prawidłowe mycie kasku, który zamieszczam poniżej:
- po pierwsze kąpiel kasku w gorącej wodzie z dodatkiem szamponu dla dzieci (najlepiej w wanience, w której zazwyczaj kąpane jest dziecko),
- następnie dokładne szorowanie kasku od wewnątrz ciepłą wodą z szamponem dla dzieci za pomocą szmatki i (ewentualnie) szczoteczki do paznokci (trzeba bardzo mocno dociskać, aby "wbić się między pory pianki"; należy zastosować ten szampon, którego dziecko używa - nie wprowadzamy nowych kosmetyków, bo mogą podrażnić skórę dziecka),
- dokładne płukanie kasku cieplą wodą pod dużym ciśnieniem (najlepiej prysznicem),
- odstawienie do wyschnięcia na 24 godziny,
- impregnacja dużą ilością alkoholu (2-3 razy więcej niż zazwyczaj),
- odstawienie do wyschnięcia.
W weekend po powrocie z Berlina kask został wypucowany zgodnie z instrukcją. W tym czasie nasza rodzinka mogła się cieszyć sobotą i niedzielą bez kasku.
 


W pozostałym zakresie nadal stosujemy się do podstawowych niemieckich zaleceń:
- dezynfekcja kasku wyłącznie alkoholem,
- jak najmniej chemii na głowę,
- żadnych leków i maści bez konsultacji z lekarzem prowadzącym,
- konsultacje tylko w przypadku, gdy zmiany na skórze nie ustępują po 2-3 dniach.
W przypadku naszego synka powyższy sposób pielęgnacji kasku przynosi zadowalające efekty.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Druga wizyta w Berlinie


Okres sześciu tygodni między założeniem kasku a styczniową wizytą kontrolną (21.01.2013) upłynął nam bez większych przebojów. Jak już wspominałam skóra Czesia przyzwyczajała się około dwóch dni do nowego nakrycia głowy. Po pierwszych dniach niepokoju (czy te czerwone krostki aby na pewno znikną???) nastał okres pokojowej koegzystencji z kaskiem. Ze względu na charakterystyczny kształt kachola Czesio został przez najbliższych przezwany hokeistą. Rodzina i przyjaciele oswoili się z wszechobecnością kasku, lekarka prowadząca czesiulkową rehabilitację wykazała spore zainteresowanie tematem, a rehabilitantka przestała manifestować nieufność do tego rodzaju terapii. Sam Czesio zaakceptował kask od momentu pierwszego nałożenia. Obecnie jest z nim tak zżyty, że potrafi przez dobrą chwilkę nerwowo macać się po głowie w poszukiwaniu kasku, podczas "wolnej" godziny przeznaczonej na pielęgnację.
 
Przed wyjazdem do Berlina szacowałam, że asymetria jego czaszki zmniejszyła się o ponad połowę w stosunku do wartości wyjściowej i obecnie jest niewielka (poniżej 1 cm). Okazało się, że miałam jak najbardziej rację. W poniedziałek, 21. stycznia 2013 r., głowa Czesia została dokładnie zmierzona i okazało się, że z 1,5 cm asymetrii pozostało tylko 0,5 cm. Następnie kask został podszlifowany i dopasowany. Prowadzący naszą kaskoterapię Volker Tschiersch zalecił noszenie hełmu jeszcze przez 8-10 tygodni i wyznaczył nam kolejną wizytę kontrolną na 25. marca 2013 r. Prawdopodobnie następna wizyta w Berlinie będzie naszą ostatnią - albo asymetria się zredukuje do zera i dalsze noszenie kasku nie będzie konieczne, albo zmniejszy na tyle, że wystarczy ponowne doszlifowanie kasku i noszenie go przez kolejne kilka tygodni, aż do zaprzestania terapii, już bez potrzeby wizyty kontrolnej. Oznacza to wysokie prawdopodobieństwo, że swoje pierwsze urodziny Czesio spędzi bez kasku. Oczywiście po cichutku liczymy na to, że rozstanie z kaskiem nastąpi już przed Świętami Wielkiej Nocy…

Cała nasza rodzina jest bardzo zadowolona z efektów terapii. Czesio już jutro skończy 9 miesięcy i bez kasku prezentuje się całkiem normalnie. Kształt jego głowy nie razi i nie rzuca się w oczy. Obecna dysproporcja to asymetria "mała", która będzie praktycznie niewidoczna w dorosłym życiu. Zdajemy sobie sprawę, że na takim etapie dalsze leczenie ma głównie znaczenie estetyczne. Ponieważ Czesio dobrze znosi kaskoterapię, jej kontynuowanie przez kolejne kilka tygodni jest dla nas oczywiste. Warto powalczyć o całkowite wyeliminowanie asymetrii. Obecnie kask został tak doszlifowany, aby stymulować nie tylko prawidłowe (symetryczne) ale także "ładne" (bardziej fizjologiczne) wzrastanie główki. Dzięki temu czaszka urośnie głównie w tył, a nie w boki i nie będzie wydawała się spłaszczona.

Czesio jest kolejnym żywym przykładem na to, że terapia działa i nie stanowi nadmiernego obciążenia dla dziecka. Już po kilku dniach noszenia kasku zauważyć można było poprawę kształtu jego czaszki. Obecnie piękny efekt terapii spotęgowany został przez pojawienie się coraz większej ilości włosków na czesiowej główce. Bez kasku prezentuje się całkiem, całkiem…
 

 
 

Kaskowe Święta

Kaskowe Boże Narodzenie i Nowy Rok upłynęły nam nader spokojnie.

Czesio nadal ignorował kask. Kochające otoczenie nauczyło się ignorować kask Czesia.

Czesio natomiast nauczył się nie ignorować prezentów...




Pierwsze reakcje świata medycznego na czesiowy kacholek

We wtorek, tydzień po rozpoczęciu terapii kaskowej, Czesio po raz pierwszy udał się do przychodni rehabilitacyjnej w nowym uniformie. Reakcje otoczenia były różnorakie. Pani rehabilitantka była sceptyczna. Widać było, że traktuje kask jak zło konieczne, które „wymyślili sobie nadgorliwi rodzice” i które ogranicza spontaniczne ruchy dziecka. Nasza pani doktor od rehabilitacji wyglądała na szczerze zainteresowaną. Przyznała, że wcześniej jedynie słyszała o tej terapii, a teraz wreszcie ma sposobność zobaczyć okaskowanego pacjenta na żywo. Natomiast pani z kawiarni – ta sama, która wcześniej pytała, czy czesiowa główka będzie kiedyś bardziej krągła – życzyła nam szybkich postępów w terapii.
Jak widać, zdarzają się lekarze, także w Warszawie i okolicach, którym nie jest obce zagadnienie plagiocefalii. Mam nadzieję, że już niedługo ktoś z nich się przełamie, wyspecjalizuje i zaproponuje terapię płaskiej główki pacjentom ze stolicy, bez potrzeby pokonywania setek kilometrów do Berlina lub Krakowa.
Odnośnie do naszej pani rehabilitantki – widać, że z biegiem czasu nabrała większego zaufania do naszej decyzji o okaskowaniu Czesia. Pamięta jaki kształt miała jego głowa przed kaskoterapią.  Ala też okazję przyjrzeć się jego główce po dwóch miesiącach noszenia kasku. Przyznała, że efekty są widoczne, bo głowa wygląda całkiem normalnie. Oczywiście nie oznacza to, że sama poleciłaby terapię kaskową innym osobom. Rozumiem ją po części. Terapia ta jest stosunkowo unikatowa w Polsce i nie należy do najtańszych (2300 Euro w Berlinie, ok. 8000 zł w Krakowie). Nasza pani rehabilitantka pracuje z dziećmi metodą NDT Bobath, więc jest przeczulona na punkcie ograniczania ruchów dziecka zbędnymi sprzętami (chodziki, ubranka krępujące ruchy, podwójne pieluchowanie, etc.). Do tej pory spotkała się jedynie ze stosowaniem kasków ochronnych u dzieci po operacjach głowy. Ponadto przez lata widziała już niejednego małego pacjenta bardziej zdeformowanego niż Czesio. W takiej sytuacji kaskoterapia, mająca na celu głównie poprawę wyglądu czesiowej mózgownicy (spodziewane profity pozaestetyczne będą niewielkie) mogła jej się wydać zbytkowną fanaberią.
Powoli zbliża się termin kolejnego badania w przychodni rehabilitacyjnej (28.02.2013) i badań kontrolnych (06.03.2013). Obiecuję zdać relację z tego, co o efektach terapii kaskowej powiedzą nasze lekarki (lekarz rehabilitacji i pediatra z przychodni).

Pierwsze koty za płoty

We środę wieczorem, tuż po powrocie z Berlina, wszyscy byliśmy umęczeni. Kilka godzin jady samochodem w zimny, śnieżny dzień nie należy do najprzyjemniejszych. Oboje z mężem mieliśmy ochotę od razu położyć się spać. Oczywiście nasze chęci i pragnienia musiały odejść na dalszy plan, gdyż Czesio wymagał nakarmienia, wykąpania i utulenia do snu.
Czesio całą drogę z Berlina do Warszawy przebył w kasku. Aż baliśmy się mu zajrzeć pod spod. Po zdjęciu kasku i dokładnych oględzinach zauważyliśmy, że w kilku miejscach naszemu synkowi porobiły się wykwity i wypryski.

Mąż z miejsca miał ochotę pisać do Berlina w tej sprawie i poprosić o dalsze wskazówki. Wykonał nawet dokładną dokumentację fotograficzną.  Postanowiliśmy jednak poczekać z tym do rana. Pamiętaliśmy słowa  specjalistów z Niemiec, że występowanie wyprysków i zaczerwienienia przez kilka pierwszych jest czymś normalnym, bo dni skóra musi się przyzwyczaić do nowej warstwy izolacyjnej. Zgodnie z zaleceniami postanowiliśmy tych zmian nie smarować przez pierwsze dwa-trzy żadną maścią. Ograniczyliśmy się do wykąpania Czesia w wodzie z użyciem śladowych ilości dotychczasowych kosmetyków oraz do czyszczenia kasku za pomocą spirytusu. Liczyliśmy na to, że jego skóra sama się przyzwyczai. Mieliśmy w planach baczne obserwowanie skóry głowy i wszczęcie alarmu w sytuacji, gdyby wypryski i zaczerwienienie zaczęły przeistaczać się w ślimaczącą się ranę.
Tymczasem następnego dnia zmiany bardzo zbledły, aby całkowicie zniknąć do końca tygodnia. Nasz synek całkowicie zaakceptował kask. Zdjęcia wykonane w czwartkowy wieczór dokumentują, że w trzeciej dobie noszenia kasku nasze dziecko zachowywało się tak, jakby przyszło na świat z tym dziwacznym nakryciem głowy.
 
Od momentu założenia Czesiowi kasku staramy się bardzo drobiazgowo dbać o higienę. Kąpiemy go co wieczór. Staramy się nie eksperymentować z kosmetykami. Właściwie od momentu jego narodzin cały czas stosujemy te same produkty (płyn do mycia ciała i głowy Nivea oraz chusteczki Bambino). Jak na razie nie narzekamy. Największym problemem skórnym Czesia są nawracające potówki na wysokości karczku. Oczywiście staramy się nie dopuszczać do ich powstawania i o ile to możliwe nie przegrzewamy naszego synka. Niestety, czasem nie udaje się nam ich uniknąć. Mały ma rączki i stópki zimne jak sopelki, na sobie tylko body z krótkim rękawkiem, a pod kaskiem las tropikalny…

niedziela, 17 lutego 2013

Pierwsza wyprawa do Berlina

Do Berlina pojechaliśmy w niedzielę rankiem (09.12.2012) i wróciliśmy we środę (12.12.2012) - z kaskiem. Drogę w obie strony pokonaliśmy naszym malutkim Yariskiem, w którym cudem zmieściły się wszystkie manatki. Nie była to pierwsza nasza samochodowa wyprawa z małym Czesiem, gdyż wcześniej zdarzało nam się odwiedzać dziadków. Niemniej, jako przezorni rodzice w zagranicznej podróży, zabraliśmy ze sobą stosy mniej lub bardziej zbędnych rzeczy na tak zwany wszelki wypadek. Efekt był taki, jak byśmy jechali na koniec świata, a nie do zachodniej cywilizacji…
 

Trasa z Warszawy do Berlina okazała się nad wyraz znośna. Wszystko dlatego, że mogliśmy pojechać nowo wybudowaną autostradą. Z punktu widzenia podróżującej rodziny jej jedynym minusem okazał się być brak stacji paliw i zajazdów na odcinku tuż za Warszawą, najpóźniej oddanym do użytku. Na nasze szczęście Czesio nie domagał się przystanków na tym etapie podróży. Także i później był bardzo dzielny i nie sprawiał nam zbyt wielu kłopotów. Niestety, spory opad śniegu, który towarzyszył nam od samej granicy sprawił, że ostatnie kilometry ciągnęły nam się w nieskończoność. Podróż powrotna także nie należała do najłatwiejszych – również ze względu na atak zimy. Na szczęście udało nam się pokonać trasę w obie strony i wrócić w jednym kawałku.

Wizyta w Cranioformie łącznie zabrała nam trzy dni. Pierwszego dnia odbyło się mierzenie główki Czesia oraz pobranie miary na kask metodą fotografii trójwymiarowej. Asymetria jego główki wyniosła 1,5 cm. Taki wynik oznacza średnią plagiocefalię, zauważalną dla postronnych także w dorosłym życiu. W tym stanie rzeczy nie wahaliśmy się ani chwilki, bo terapię (po relacjach na kaskowych blogach „Kaskowej Mamy” i „Karli”) uznaliśmy za bezpieczną oraz wartą swojej ceny.

Ponieważ Czesiek w momencie okaskowania miał 6 miesięcy i 3 tygodnie, a urodził się na przełomie 38 i 39 t.c. prowadzący naszą terapię Volker Tschiersch stwierdził, że istnieje szansa, iż nasze dziecko zakończy terapię w ciągu pół roku. Bardzo nas to ucieszyło, gdyż oznaczałoby to rozstanie z kaskiem zanim nadejdą największe upały…

Kask gotowy był już nazajutrz. W związku z tym we wtorek miało miejsce jego mierzenie i dopasowywanie. Czesio wyruszył z kaskiem na godzinny spacerek, po czym orteza została doszlifowana w newralgicznych miejscach. Po wszystkim zostaliśmy poinstruowani jak prawidłowo zakładać kask. Zwrócono nam też uwagę na konieczność podkładania dziecku kocyka pod plecki w celu wyrównania poziomów podłoża. Uzyskaliśmy także dokładne instrukcje jak o niego dbać. Czesio miał mieć na głowie kask do następnego dnia. Mieliśmy mu go zdejmować co godzinę, do późnego wieczora, i sprawdzać jak skóra reaguje na kask. Jeśli nie działoby się nic niepokojącego, mieliśmy zostawić go Czesiowi na całą noc i – bez zdejmowania – przyjechać na krótką kontrolę do Cranioformu we środę rano. Jak nam polecono – tak też zrobiliśmy. Nasze dziecko od razu zaakceptowało kask, więc udało nam się dotrwać do rana bez oznak czesiowego marudzenia. We środę rano kask został ostatecznie dopasowany (konieczne okazało się małe szlifowanko). W samo południe pełni optymizmu wyruszyliśmy w drogę powrotną.

Przy okazji bytności w Berlinie postanowiliśmy co nieco zwiedzić.  Niestety, atak zimy sprawił, że udało nam się dotrzeć z wózkiem jedynie w kilka newralgicznych punktów stolicy Niemiec. Obiecaliśmy sobie solennie nadrobić zaległości następnym razem.

sobota, 16 lutego 2013

Kaskowe dylematy


Nadszedł czas oczekiwania na naszą pierwszą wizytę w Berlinie. Im bardziej zbliżał się 10. grudnia tym bardziej sceptyczne stawało się moje nastawienie do tej terapii i do samego wyjazdu. Miałam nieodparte wrażenie, że od czasu wypadku jego główka zaczęła nabierać ładniejszego kształtu. Czesio był już w takim wieku (5 miesięcy), że coraz więcej czasu spędzał aktywnie na brzuchu. Ponadto rehabilitacja zaczęła przynosić widoczne efekty. Do tego doszła niechęć do kładzenia głowy na podłożu w sposób obciążający stłuczenie...

Kto mnie zna ten wie, że jestem „typem zadaniowym”. Skoro powiedziałam „A”, należało powiedzieć i „B”. Zatem dopingowałam męża, aby nie zapomniał zorganizować sobie kilku dni wolnych w okolicach 10. grudnia, dopilnowałam, abyśmy w porę zaczęli wyrabiać małemu paszport i zaczęłam rozglądać się za noclegiem w Berlinie. Niemniej, w myślach odliczałam dni do wyjazdu licząc po cichutku, że głowa „sama się ukula”. Przegadałam kilka ładnych godzin z obiema babciami Czesia oraz wykonałam całkiem sporą wymianę korespondencji z przyjaciółmi, aby utwierdzić się w przekonaniu, że  dobrze postępuję decydując się na kaskoterapię dla Czesia. Prócz kwestii organizacyjno-finansowych najbardziej przerażała mnie kwestia etyczna całego tego przedsięwzięcia. Zastanawiałam się, czy chęć zafundowania Czesiowi takiej terapii nie jest wyrazem mojego przedmiotowego podejścia do dziecka (czy musi był perfekcyjnie ładniutkie, abym je kochała???). Cały czas zadawałam sobie pytanie, jak wytłumaczę mojemu Małemu Księciu, że „dobrze widzi się tylko sercem” oraz, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, jeśli jego całe życie ma zacząć się od terapii mającej na celu estetyzację jego mózgownicy. Nie byłam też pewna, czy Czesio rzeczywiście takiego kasku potrzebuje. Zarówno nasza rehabilitantka jak i pani doktor od rehabilitacji powtarzały wszakże, że widziały gorsze przypadki… (Mnie oczywiście nie interesowały jakies tam, anonimowe „gorsze przypadki” – wszakże chodziło o moje dziecko).

Tuż przed wyjazdem do Berlina zniekształcenie czesiowej główki nie było porażające. Niemniej, było zauważalne, także dla postronnych. Jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego jak zespól płaskiej główki, i jakie są jego objawy, mąż zauważył, że Czesio ma nierówne uszka. Ja natomiast u mojego wspaniałego, uśmiechniętego synka dostrzegłam typową przy plagiocefalii wypukłość jednego policzka oraz różny kształt oczu. O niestandardowym kształcie głowy, na który zwracały uwagę obie babcie Czesia już nie wspominam. Prócz tego, tuż przed wyjazdem do Berlina, zdarzyło się nam na przykład, że pani prowadząca kawiarenkę w ośrodku rehabilitacyjnym zagadnęła przy mnie naszą panią doktor, i zapytała jakie postępy poczynił Czesio, co mu dolega i czy ta krzywa główka to mu już tak zostanie... Pani doktor odpowiedziała, że Czesio ma asymetrię oraz, że pod wpływem terapii kształt głowy zazwyczaj ulega poprawie, ale nie jest jej znana przyczyna dla której u jednych dzieci ten proces zachodzi lepiej niż u innych. Ponieważ Czesio miał już wówczas pół roczku, czyli osiągnął wiek, w którym deformacja głowy zazwyczaj sama nie ustępuje, incydent w kawiarni utwierdził mnie w przekonaniu o słuszności kaskoterapii. Wystarczyło Czesiowi nie nałożyć czapeczki i kalafiorowatość jego łepetyny stawała się ewidentna!

Ostatecznie uznaliśmy z mężem, że sprawy zaszły za daleko. Paszport  dla synka został wyrobiony, miejsce noclegowe zaklepane, wizyta umówiona. O tym, czy Czesio zostanie poddany terapii kaskowej ostatecznie miał zadecydować los (czyli jego faktyczny stan zdrowia). Ustaliliśmy, że pojedziemy do Berlina i damy zmierzyć czesiową asymetrię. Jeśli okaże się wystarczająco spora, jako zatroskani rodzice zafundujemy mu kask. Jeśli będzie nieznaczna, popracujemy jeszcze trochę nad repozycjonowaniem, masażami, specjalnymi poduchami i sami postaramy się mu tę główkę ukulać. Naszą wartością graniczną, powyżej której bez wahania zdecydowalibyśmy się na kask było jakieś1,30 cm. Nie byliśmy do końca pewni, jaką podejmiemy decyzję, jeśli badanie wykaże asymetrię rzędu 1,10 cm, bardzo bliską magicznego 1 cm, stanowiącego wartość graniczną między asymetrią średnią a małą…

Kaskowa przygoda nabiera rumieńców


A oto dalszy ciąg historii czesiulkowego kasku…

Po tym jak przypadkowo odkryłam istnienie terapii kaskowej, niezwłocznie skontaktowałam się z ośrodkami prowadzącymi takie leczenie (oczywiście o ich istnieniu dowiedziałam się z Internetu, a ściślej rzecz ujmując – z blogów innych zatroskanych mam kaskowych dzieci - Kasi i Karli). Tego samego dnia napisałam dwa e-maile – pierwszy do Cranioformu w Berlinie, drugi do Diagnozy w Krakowie, z krótkim opisem historii leczenia Czesia i dokumentacją fotograficzną kształtu jego główki.




Oba ośrodki odpowiedziały mi dość szybko. Oba zgodziły się podjąć leczenia plagiocefalii u Czesia po wyleczeniu złamania kości potylicznej. Sposób prowadzenia ze mną korespondencji w tej sprawie zaważył na tym, że zdecydowaliśmy się z mężem na terapię kaskową w Berlinie a nie w Krakowie.

Swój pierwszy e-mail do Cranioformu skierowałam pod ich ogólny adres wskazany na stronie internetowej. Odpowiedź otrzymałam dosłownie po kilku godzinach, bezpośrednio od dr Blechera. Dr Blecher na podstawie zdjęć wstępnie ustalił, że głowa Czesia kwalifikowałaby się na terapię kaskową. Następnie bardzo metodycznie podszedł do kwestii urazu czaszki. Poprosił o przesłanie na jego adres e-mail dokumentacji medycznej (RTG, TK, USG) w celu przeprowadzenia dalszej analizy. Poinformował mnie, że chciałby skonsultować kwestię leczenia Czesia z neurologiem i neurochirurgiem.

Nazajutrz uzyskaliśmy ze szpitala odpowiednią dokumentację i przesłaliśmy zdjęcia główki Czesia do Berlina. Przedtem nie omieszkaliśmy przejrzeć ich w domu. To co było na nich uderzające to zauważalna asymetria – także w obrębie twarzoczaszki. Zwłaszcza zapis tomografii komputerowej nie pozostawiał złudzeń: jedno oko wyżej drugie niżej, widoczne skrzywienie przegrody nosowej, ewidentna asymetria w obrębie mózgoczaszki…

Dr Blecher odezwał się kolejnego dnia, poinformował mnie, że zapoznał się z zapisami TK i RTG i potwierdził możliwość leczenia Czesia po przebytym urazie. Dr Blecher ocenił złamanie jako „stabilne”, pozwalające na transportowanie dziecka na sporą odległość dowolnym środkiem transportu. Uznał, że kaskoterapię można będzie prowadzić po uzyskaniu zrostu kości, już w pierwszym-drugim tygodniu grudnia 2012 r. Termin ten pokrywał się z datą wskazaną nam w szpitalu przez chirurga zajmującego się Czesiem po wypadku. Ponadto dr Blecher zasugerował, że ze względu na przebyty przez Czesia uraz główki, kaskoterapia w Berlinie, u bardziej doświadczonych specjalistów, będzie lepszym wyborem niż terapia w Krakowie. Na podstawie jego e-maila wywnioskowałam, że w jego ocenie ośrodek krakowski, jako dopiero zaczynający swą działalność, powinien na razie obsługiwać proste i oczywiste przypadki.

Moja korespondencja z ośrodkiem w Krakowie nie była taka drobiazgowa. Uzyskałam informację, że możliwe jest zastosowanie terapii kaskowej u dziecka po urazie czaszki. Poinformowano mnie, że możliwe byłoby umówienie nas na wizytę w styczniu 2013 r. Na tym etapie nikt w Krakowie nie chciał oglądać dokumentacji medycznej dotyczącej złamania.  Sama data wizyty wydała mi się odległa oraz wyznaczona „na oko” a nie na podstawie medycznych przesłanek. Wszystko to utwierdziło mnie w przekonaniu, że Berlin jest jedynym słusznym wyborem. W związku z tym umówiliśmy się na wizytę na poniedziałek, 10. grudnia 2012 r.

środa, 30 stycznia 2013

Początek kaskowej przygody

Witam wszystkich czytelników!

Mam na imię Agata i jestem mamą ośmiomiesięcznego Czesia, który cierpi na nie tak rzadkie przypadłości wieku niemowlęcego: asymetrię, plagiocefalię i problemy z napięciem mięśniowym. Gdy ujawniły się problemy zdrowotne mojego synka zaczęłam przeczesywać Internet w poszukiwaniu dostępnych informacji na ten temat i natknęłam się na blogi innych mam w podobnej sytuacji. Idąc za ich przykładem postanowiłam założyć własnego bloga poświęconego tajnikom terapii mojego synka, na którą aktualnie składają się terapia kaskowa metodą Cranioform oraz rehabilitacja metodą NDT Bobath. Aby jednak zrozumieć, jak długą drogę przebyliśmy od momentu pierwszej diagnozy do podjęcia decyzji o terapii kaskowej, pozwólcie, że zacznę od początku…

Pewnego pięknego majowego dnia 2012 r. w Warszawie w Szpitalu na Żelaznej przyszedł na świat Czesio – nasz pierworodny, wyczekany i wyśniony synek. Poród siłami natury nie należał do najłatwiejszych, ale szybko poszedł w niepamięć. Wszelkie trudy i wyrzeczenia wynagrodziło pojawienie się na świecie 3,6 kg niemowlęcia, które otrzymało 10 pt w skali Apgar. Czesio od pierwszych chwil wydawał się być ślicznym i pogodnym chłopcem. Poza żółtaczką, która ujawniła się w jego trzeciej dobie życia, w zasadzie nigdy nic mu nie dolegało. Rósł silny i zdrowy, a przynajmniej nam, rodzicom, się tak wydawało… Przy pożóltaczkowym badaniu w dwunastej dobie życia lekarka kazała nam zwrócić uwagę, czy z wiekiem ustąpi u małego drżenie nóżek. Ponieważ Czesio z tego wyrósł, nie dostaliśmy już żadnych tego typu wskazań czy zaleceń podczas rutynowego badania w szóstym tygodniu życia. Lekarka nie miała także zastrzeżeń do naszego sposobu noszenia i pielęgnacji Czesia. Na tym etapie nie myśleliśmy nawet o ewentualnych konsultacjach u neurologa czy w poradni rehabilitacyjnej.

Tymczasem, jak się nad tym głębiej zastanowić, Czesio od zawsze (jeszcze w brzuszku) preferował układanie się na lewym boczku. Od pierwszych chwil wolał przystawiać się do prawej piersi. Przy lewej zdarzało się, że marudził. W czwartej czy piątej dobie życia nauczył się sam obracać łepek i od tego czasu zawsze "odwijał się" na lewą stronę. Na tym etapie cała rodzinka się cieszyła, że to "silny chłopak", bo sam rusza głową. Niemniej, za radą rodziców i cioć układaliśmy go raz na prawym, raz na lewym boczku. Niestety, z perspektywy czasu widzę, że zbyt małą wagę przywiązywaliśmy wówczas do tego, aby Czesio spędzał tyle samo czasu z główką obróconą w prawo co w lewo. Naszą czujność uśpiły artykuły w czasopismach dla mam, z których wynikało, jakoby asymetria w pierwszych tygodniach życia dziecka była sprawą dość typową i jeśli nie towarzyszą jej dodatkowe niepokojące objawy, powinna sama ustąpić.
 
W momencie gdy Czesio skończył 2 miesiące zauważyłam, że jego główka uległa deformacji. Na tym etapie Czesio nienawidził pozycji na brzuchu, a podciągany za rączki nie był w stanie utrzymać główki. Po telefonicznej  naradzie rodzinnej z bardziej doświadczonymi od nas kobietami (zwłaszcza babciami Czesia), zaczęliśmy baczniej zwracać uwagę na jego nienaturalne wygięcie i nieco spłaszczoną główkę. Przede wszystkim pilnowaliśmy aby jak najwięcej czasu spędzał na prawym, mniej lubianym boku oraz na brzuchu. Odwiedziny u dziadków wykorzystaliśmy między innymi na konsultację z doświadczoną panią doktor, dawną pediatrą mojego męża. Rozmowa z nią umocniła mnie i resztę rodziny w naszej „paranoi” na temat repozycjonowania.  Dodaliśmy element podporu kocykiem lub ręcznikiem, wstawaliśmy w nocy, aby przekręcić Czesia na drugi bok, podchodziliśmy do niego z obu stron, aby aktywować prawą, mniej używaną stronę ciała. Na tym etapie jeszcze wszystko miało się „samo wyrównać”. Mieliśmy się tylko mocno przykładać do najbliższej wizyty kontrolnej (po ukończeniu przez synka trzeciego miesiąca). Niestety, ta sama lekarka zaleciła nam podwójne pieluchowanie Czesia, gdyż jej zdaniem jego nóżki chodziły zbyt luźno w stawach biodrowych. Dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że wszelkie ograniczenie ruchu niemowlęcia przeszkadza w przezwyciężeniu asymetrii, natomiast badanie USG bioderek wykazało, że z Czesia stawami wszystko było w porządku…
Gdy Czesio skończył trzy miesiące było już ewidentne, że domowe sposoby przezwyciężenia asymetrii nie pomagają. Czesio ssał tylko lewą piąstkę, w pozycji na brzuchu nie interesował się przedmiotami po jego prawej stronie, nie cierpiał "brzuchować", podciągany do siadu nie trzymał główki prosto. W związku z tym po rutynowym badaniu po ukończeniu przez Czesia trzeciego miesiąca życia nasza lekarka z przychodni wysłała nas na rehabilitację do nowo otwartego dziennego ośrodka rehabilitacji dzieci z zaburzeniami wieku rozwojowego. Od osiągnięcia 3,5 miesiąca synek uczęszcza tam na zajęcia rehabilitacyjne metodą NDT Bobath. Wszystko ze względu na asymetrię ciała i problemy z napięciem mięśniowym. Początkowo  Czesio ćwiczył pod okiem fizjoterapeuty 2 razy w tygodniu i był do tego odpowiednio pielęgnowany i zabawiany przeze mnie (za radą terapeutki staramy się wplatać z 2- 3 razy dziennie krótkie serie ćwiczeń do naszych typowych zabaw). Obecnie, ze względu na poprawę stanu zdrowia, zmalała intensywność czesiowej terapii w ośrodku. Jego asymetria została praktycznie przezwyciężona, Czesio ślicznie czołga się i bawi się na brzuszku, a i kształt jego głowy znacznie się poprawił. Niestety, deformacja nie zniknęła w całości.

Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
 
Przy okazji wizyty w poradni rehabilitacyjnej, która miała miejsce ze dwa tygodnie po wypadku, pani doktor podpowiedziała nam, że istnieją specjalne kaski dla małych dzieci (do nauki chodzenia, raczkowania). Od razu zaczęłam szukać w Internecie kasków ochronnych, z myślą o rehabilitacji Czesia (aby nie uderzał głową bezpośrednio o podłoże, jeśli się zacznie "wyrywać" rehabilitantce przy najbliższej sesji terapeutycznej). Nawet znalazłam czarny kask, w którym Czechu wyglądałby jak ten czeski piłkarz, Petr Czech... Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z mężem z tego pomysłu :-)
Ponieważ poprzednio szukałam w Internecie różnych informacji na temat asymetrii ułożeniowej ciała, na którą cierpi moje dziecko, Google to jakoś połączył i przy okazji trafiłam na blogi "Kaskowej Mamy" i "Karli" poświecone terapii kaskowej ich synków. Poczytałam i pomyślałam, że tylko taka terapia może pomóc nadać prawidłowy kształt czesiulkowej główce. Razem z mężem uznaliśmy, że warto poddać synka takiej terapii. Jego asymetrię ułożeniową i obniżone napięcie mięśniowe niebawem uda się wyleczyć. Szkoda, aby po jego niemowlęcych dolegliwościach pozostał ślad w postaci deformacji czaszki. W związku z tym postanowiliśmy nawiązać kontakt z niemieckim ośrodkiem, w którym najpierw "Karla", a następnie "Kaskowa Mama" poddały kaskoterapii swoje dzieci...