niedziela, 17 lutego 2013

Pierwsza wyprawa do Berlina

Do Berlina pojechaliśmy w niedzielę rankiem (09.12.2012) i wróciliśmy we środę (12.12.2012) - z kaskiem. Drogę w obie strony pokonaliśmy naszym malutkim Yariskiem, w którym cudem zmieściły się wszystkie manatki. Nie była to pierwsza nasza samochodowa wyprawa z małym Czesiem, gdyż wcześniej zdarzało nam się odwiedzać dziadków. Niemniej, jako przezorni rodzice w zagranicznej podróży, zabraliśmy ze sobą stosy mniej lub bardziej zbędnych rzeczy na tak zwany wszelki wypadek. Efekt był taki, jak byśmy jechali na koniec świata, a nie do zachodniej cywilizacji…
 

Trasa z Warszawy do Berlina okazała się nad wyraz znośna. Wszystko dlatego, że mogliśmy pojechać nowo wybudowaną autostradą. Z punktu widzenia podróżującej rodziny jej jedynym minusem okazał się być brak stacji paliw i zajazdów na odcinku tuż za Warszawą, najpóźniej oddanym do użytku. Na nasze szczęście Czesio nie domagał się przystanków na tym etapie podróży. Także i później był bardzo dzielny i nie sprawiał nam zbyt wielu kłopotów. Niestety, spory opad śniegu, który towarzyszył nam od samej granicy sprawił, że ostatnie kilometry ciągnęły nam się w nieskończoność. Podróż powrotna także nie należała do najłatwiejszych – również ze względu na atak zimy. Na szczęście udało nam się pokonać trasę w obie strony i wrócić w jednym kawałku.

Wizyta w Cranioformie łącznie zabrała nam trzy dni. Pierwszego dnia odbyło się mierzenie główki Czesia oraz pobranie miary na kask metodą fotografii trójwymiarowej. Asymetria jego główki wyniosła 1,5 cm. Taki wynik oznacza średnią plagiocefalię, zauważalną dla postronnych także w dorosłym życiu. W tym stanie rzeczy nie wahaliśmy się ani chwilki, bo terapię (po relacjach na kaskowych blogach „Kaskowej Mamy” i „Karli”) uznaliśmy za bezpieczną oraz wartą swojej ceny.

Ponieważ Czesiek w momencie okaskowania miał 6 miesięcy i 3 tygodnie, a urodził się na przełomie 38 i 39 t.c. prowadzący naszą terapię Volker Tschiersch stwierdził, że istnieje szansa, iż nasze dziecko zakończy terapię w ciągu pół roku. Bardzo nas to ucieszyło, gdyż oznaczałoby to rozstanie z kaskiem zanim nadejdą największe upały…

Kask gotowy był już nazajutrz. W związku z tym we wtorek miało miejsce jego mierzenie i dopasowywanie. Czesio wyruszył z kaskiem na godzinny spacerek, po czym orteza została doszlifowana w newralgicznych miejscach. Po wszystkim zostaliśmy poinstruowani jak prawidłowo zakładać kask. Zwrócono nam też uwagę na konieczność podkładania dziecku kocyka pod plecki w celu wyrównania poziomów podłoża. Uzyskaliśmy także dokładne instrukcje jak o niego dbać. Czesio miał mieć na głowie kask do następnego dnia. Mieliśmy mu go zdejmować co godzinę, do późnego wieczora, i sprawdzać jak skóra reaguje na kask. Jeśli nie działoby się nic niepokojącego, mieliśmy zostawić go Czesiowi na całą noc i – bez zdejmowania – przyjechać na krótką kontrolę do Cranioformu we środę rano. Jak nam polecono – tak też zrobiliśmy. Nasze dziecko od razu zaakceptowało kask, więc udało nam się dotrwać do rana bez oznak czesiowego marudzenia. We środę rano kask został ostatecznie dopasowany (konieczne okazało się małe szlifowanko). W samo południe pełni optymizmu wyruszyliśmy w drogę powrotną.

Przy okazji bytności w Berlinie postanowiliśmy co nieco zwiedzić.  Niestety, atak zimy sprawił, że udało nam się dotrzeć z wózkiem jedynie w kilka newralgicznych punktów stolicy Niemiec. Obiecaliśmy sobie solennie nadrobić zaległości następnym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz