Do Berlina pojechaliśmy w niedzielę rankiem
(09.12.2012) i wróciliśmy we środę (12.12.2012) - z kaskiem. Drogę w obie
strony pokonaliśmy naszym malutkim Yariskiem, w którym cudem zmieściły się
wszystkie manatki. Nie była to pierwsza nasza samochodowa wyprawa z małym
Czesiem, gdyż wcześniej zdarzało nam się odwiedzać dziadków. Niemniej, jako
przezorni rodzice w zagranicznej podróży, zabraliśmy ze sobą stosy mniej lub
bardziej zbędnych rzeczy na tak zwany wszelki wypadek. Efekt był taki, jak
byśmy jechali na koniec świata, a nie do zachodniej cywilizacji…
Trasa z Warszawy do Berlina okazała się nad
wyraz znośna. Wszystko dlatego, że mogliśmy pojechać nowo wybudowaną
autostradą. Z punktu widzenia podróżującej rodziny jej jedynym minusem okazał
się być brak stacji paliw i zajazdów na odcinku tuż za Warszawą, najpóźniej
oddanym do użytku. Na nasze szczęście Czesio nie domagał się przystanków na tym
etapie podróży. Także i później był bardzo dzielny i nie sprawiał nam zbyt
wielu kłopotów. Niestety, spory opad śniegu, który towarzyszył nam od samej
granicy sprawił, że ostatnie kilometry ciągnęły nam się w nieskończoność.
Podróż powrotna także nie należała do najłatwiejszych – również ze względu na
atak zimy. Na szczęście udało nam się pokonać trasę w obie strony i wrócić w
jednym kawałku.
Wizyta w Cranioformie łącznie zabrała nam
trzy dni. Pierwszego dnia odbyło się mierzenie główki Czesia oraz pobranie
miary na kask metodą fotografii trójwymiarowej. Asymetria jego główki wyniosła
1,5 cm. Taki wynik oznacza średnią plagiocefalię, zauważalną dla postronnych
także w dorosłym życiu. W tym stanie rzeczy nie wahaliśmy się ani chwilki, bo
terapię (po relacjach na kaskowych blogach „Kaskowej Mamy” i „Karli”) uznaliśmy
za bezpieczną oraz wartą swojej ceny.
Ponieważ Czesiek w momencie okaskowania
miał 6 miesięcy i 3 tygodnie, a urodził się na przełomie 38 i 39 t.c. prowadzący
naszą terapię Volker Tschiersch stwierdził, że istnieje szansa, iż nasze
dziecko zakończy terapię w ciągu pół roku. Bardzo nas to ucieszyło, gdyż
oznaczałoby to rozstanie z kaskiem zanim nadejdą największe upały…
Kask gotowy był już nazajutrz. W związku z
tym we wtorek miało miejsce jego mierzenie i dopasowywanie. Czesio wyruszył z
kaskiem na godzinny spacerek, po czym orteza została doszlifowana w newralgicznych
miejscach. Po wszystkim zostaliśmy poinstruowani jak prawidłowo zakładać kask. Zwrócono
nam też uwagę na konieczność podkładania dziecku kocyka pod plecki w celu
wyrównania poziomów podłoża. Uzyskaliśmy także dokładne instrukcje jak o niego
dbać. Czesio miał mieć na głowie kask do następnego dnia. Mieliśmy mu go zdejmować
co godzinę, do późnego wieczora, i sprawdzać jak skóra reaguje na kask. Jeśli
nie działoby się nic niepokojącego, mieliśmy zostawić go Czesiowi na całą noc i
– bez zdejmowania – przyjechać na krótką kontrolę do Cranioformu we środę rano.
Jak nam polecono – tak też zrobiliśmy. Nasze dziecko od razu zaakceptowało
kask, więc udało nam się dotrwać do rana bez oznak czesiowego marudzenia. We
środę rano kask został ostatecznie dopasowany (konieczne okazało się małe szlifowanko).
W samo południe pełni optymizmu wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Przy okazji bytności w Berlinie
postanowiliśmy co nieco zwiedzić. Niestety,
atak zimy sprawił, że udało nam się dotrzeć z wózkiem jedynie w kilka newralgicznych
punktów stolicy Niemiec. Obiecaliśmy sobie solennie nadrobić zaległości
następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz