środa, 30 stycznia 2013

Początek kaskowej przygody

Witam wszystkich czytelników!

Mam na imię Agata i jestem mamą ośmiomiesięcznego Czesia, który cierpi na nie tak rzadkie przypadłości wieku niemowlęcego: asymetrię, plagiocefalię i problemy z napięciem mięśniowym. Gdy ujawniły się problemy zdrowotne mojego synka zaczęłam przeczesywać Internet w poszukiwaniu dostępnych informacji na ten temat i natknęłam się na blogi innych mam w podobnej sytuacji. Idąc za ich przykładem postanowiłam założyć własnego bloga poświęconego tajnikom terapii mojego synka, na którą aktualnie składają się terapia kaskowa metodą Cranioform oraz rehabilitacja metodą NDT Bobath. Aby jednak zrozumieć, jak długą drogę przebyliśmy od momentu pierwszej diagnozy do podjęcia decyzji o terapii kaskowej, pozwólcie, że zacznę od początku…

Pewnego pięknego majowego dnia 2012 r. w Warszawie w Szpitalu na Żelaznej przyszedł na świat Czesio – nasz pierworodny, wyczekany i wyśniony synek. Poród siłami natury nie należał do najłatwiejszych, ale szybko poszedł w niepamięć. Wszelkie trudy i wyrzeczenia wynagrodziło pojawienie się na świecie 3,6 kg niemowlęcia, które otrzymało 10 pt w skali Apgar. Czesio od pierwszych chwil wydawał się być ślicznym i pogodnym chłopcem. Poza żółtaczką, która ujawniła się w jego trzeciej dobie życia, w zasadzie nigdy nic mu nie dolegało. Rósł silny i zdrowy, a przynajmniej nam, rodzicom, się tak wydawało… Przy pożóltaczkowym badaniu w dwunastej dobie życia lekarka kazała nam zwrócić uwagę, czy z wiekiem ustąpi u małego drżenie nóżek. Ponieważ Czesio z tego wyrósł, nie dostaliśmy już żadnych tego typu wskazań czy zaleceń podczas rutynowego badania w szóstym tygodniu życia. Lekarka nie miała także zastrzeżeń do naszego sposobu noszenia i pielęgnacji Czesia. Na tym etapie nie myśleliśmy nawet o ewentualnych konsultacjach u neurologa czy w poradni rehabilitacyjnej.

Tymczasem, jak się nad tym głębiej zastanowić, Czesio od zawsze (jeszcze w brzuszku) preferował układanie się na lewym boczku. Od pierwszych chwil wolał przystawiać się do prawej piersi. Przy lewej zdarzało się, że marudził. W czwartej czy piątej dobie życia nauczył się sam obracać łepek i od tego czasu zawsze "odwijał się" na lewą stronę. Na tym etapie cała rodzinka się cieszyła, że to "silny chłopak", bo sam rusza głową. Niemniej, za radą rodziców i cioć układaliśmy go raz na prawym, raz na lewym boczku. Niestety, z perspektywy czasu widzę, że zbyt małą wagę przywiązywaliśmy wówczas do tego, aby Czesio spędzał tyle samo czasu z główką obróconą w prawo co w lewo. Naszą czujność uśpiły artykuły w czasopismach dla mam, z których wynikało, jakoby asymetria w pierwszych tygodniach życia dziecka była sprawą dość typową i jeśli nie towarzyszą jej dodatkowe niepokojące objawy, powinna sama ustąpić.
 
W momencie gdy Czesio skończył 2 miesiące zauważyłam, że jego główka uległa deformacji. Na tym etapie Czesio nienawidził pozycji na brzuchu, a podciągany za rączki nie był w stanie utrzymać główki. Po telefonicznej  naradzie rodzinnej z bardziej doświadczonymi od nas kobietami (zwłaszcza babciami Czesia), zaczęliśmy baczniej zwracać uwagę na jego nienaturalne wygięcie i nieco spłaszczoną główkę. Przede wszystkim pilnowaliśmy aby jak najwięcej czasu spędzał na prawym, mniej lubianym boku oraz na brzuchu. Odwiedziny u dziadków wykorzystaliśmy między innymi na konsultację z doświadczoną panią doktor, dawną pediatrą mojego męża. Rozmowa z nią umocniła mnie i resztę rodziny w naszej „paranoi” na temat repozycjonowania.  Dodaliśmy element podporu kocykiem lub ręcznikiem, wstawaliśmy w nocy, aby przekręcić Czesia na drugi bok, podchodziliśmy do niego z obu stron, aby aktywować prawą, mniej używaną stronę ciała. Na tym etapie jeszcze wszystko miało się „samo wyrównać”. Mieliśmy się tylko mocno przykładać do najbliższej wizyty kontrolnej (po ukończeniu przez synka trzeciego miesiąca). Niestety, ta sama lekarka zaleciła nam podwójne pieluchowanie Czesia, gdyż jej zdaniem jego nóżki chodziły zbyt luźno w stawach biodrowych. Dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że wszelkie ograniczenie ruchu niemowlęcia przeszkadza w przezwyciężeniu asymetrii, natomiast badanie USG bioderek wykazało, że z Czesia stawami wszystko było w porządku…
Gdy Czesio skończył trzy miesiące było już ewidentne, że domowe sposoby przezwyciężenia asymetrii nie pomagają. Czesio ssał tylko lewą piąstkę, w pozycji na brzuchu nie interesował się przedmiotami po jego prawej stronie, nie cierpiał "brzuchować", podciągany do siadu nie trzymał główki prosto. W związku z tym po rutynowym badaniu po ukończeniu przez Czesia trzeciego miesiąca życia nasza lekarka z przychodni wysłała nas na rehabilitację do nowo otwartego dziennego ośrodka rehabilitacji dzieci z zaburzeniami wieku rozwojowego. Od osiągnięcia 3,5 miesiąca synek uczęszcza tam na zajęcia rehabilitacyjne metodą NDT Bobath. Wszystko ze względu na asymetrię ciała i problemy z napięciem mięśniowym. Początkowo  Czesio ćwiczył pod okiem fizjoterapeuty 2 razy w tygodniu i był do tego odpowiednio pielęgnowany i zabawiany przeze mnie (za radą terapeutki staramy się wplatać z 2- 3 razy dziennie krótkie serie ćwiczeń do naszych typowych zabaw). Obecnie, ze względu na poprawę stanu zdrowia, zmalała intensywność czesiowej terapii w ośrodku. Jego asymetria została praktycznie przezwyciężona, Czesio ślicznie czołga się i bawi się na brzuszku, a i kształt jego głowy znacznie się poprawił. Niestety, deformacja nie zniknęła w całości.

Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
 
Przy okazji wizyty w poradni rehabilitacyjnej, która miała miejsce ze dwa tygodnie po wypadku, pani doktor podpowiedziała nam, że istnieją specjalne kaski dla małych dzieci (do nauki chodzenia, raczkowania). Od razu zaczęłam szukać w Internecie kasków ochronnych, z myślą o rehabilitacji Czesia (aby nie uderzał głową bezpośrednio o podłoże, jeśli się zacznie "wyrywać" rehabilitantce przy najbliższej sesji terapeutycznej). Nawet znalazłam czarny kask, w którym Czechu wyglądałby jak ten czeski piłkarz, Petr Czech... Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z mężem z tego pomysłu :-)
Ponieważ poprzednio szukałam w Internecie różnych informacji na temat asymetrii ułożeniowej ciała, na którą cierpi moje dziecko, Google to jakoś połączył i przy okazji trafiłam na blogi "Kaskowej Mamy" i "Karli" poświecone terapii kaskowej ich synków. Poczytałam i pomyślałam, że tylko taka terapia może pomóc nadać prawidłowy kształt czesiulkowej główce. Razem z mężem uznaliśmy, że warto poddać synka takiej terapii. Jego asymetrię ułożeniową i obniżone napięcie mięśniowe niebawem uda się wyleczyć. Szkoda, aby po jego niemowlęcych dolegliwościach pozostał ślad w postaci deformacji czaszki. W związku z tym postanowiliśmy nawiązać kontakt z niemieckim ośrodkiem, w którym najpierw "Karla", a następnie "Kaskowa Mama" poddały kaskoterapii swoje dzieci...