Zatem stało się...
19. maja 2013 r. Czesław skończył rok. Tuż po 16:40 pierwsza świeczka na torcie została zdmuchnięta. Za nami trudy porodu, pierwszych chwil razem, pierwszych uśmiechów, rehabilitacji, kaskoterapii... Teraz jesteś ślicznym, kochanym, zdrowym chłopcem. Niedługo zrobisz swój pierwszy samodzielny kroczek. Wszystkiego najlepszego synku.
Czas chyba przestać snuć opowieść o Kaskowym Czesiu i zaprosić wszystkich TUTAJ na wspólne podglądanie historyjek i histrorynek z życia naszej wesołej rodzinki.
Blog poświęcony terapii kaskowej Czesia cierpiącego na plagiocefalię (zespół płaskiej głowki).
niedziela, 19 maja 2013
czwartek, 4 kwietnia 2013
Istnieje życie po kasku
Podczas ostatniej wizyty Czesia w Berlinie zostaliśmy
pouczeni, że oto nadchodzi bardzo newralgiczny okres w życiu naszego synka –
pierwszy tydzień bez kasku. Mieliśmy bardzo na niego uważać. Mogło się bowiem
okazać, że Czesio przez pierwsze dni nie będzie w pełni świadomy tego, że powinien
chronić głowę przed urazami. Dotąd bowiem posiadał warstwę ochronną w postaci
kasku. Było to o tyle istotne, że Czesio właśnie podjął także pierwsze próby
czworakowania oraz zaczął namiętnie podciągać się do stania.
Po dziesięciu dniach od zdjęcia kasku mogę z całą
stanowczością zaświadczyć, że moje dziecko przeżyło ów czas – w tym Święta
Wielkanocne – w jednym kawałku. Trudno mi nawet przywołać w pamięci jakąś sytuację
zdecydowanie przyprawiająca o palpitację serca. Odnoszę wrażenie, że Czesio z
równą łatwością powitał jak i pożegnał kask. Jego brak nie zrobił na nim
większego wrażenia. Może tylko pozbycie się białego balastu odciążyło głowę i
barki o jakieś 204 gramy, w związku z
czym synek sprawniej staje na dwóch nóżkach. Poza tym Czesio pozwala sobie zakładać na głowę rzeczy, o których nie śniło się filozofom...
Natomiast czapeczki ściąga z głowy w trybie natychmiastowym - tak jak przed założeniem kasku, tyle, że sprytniej. Cóż chłopczyk nam rośnie i jest coraz sprawniejszy ruchowo...
środa, 3 kwietnia 2013
Przykicał Zajączek...
Święta, święta i po świętach... A tymczasem w nasze progi przykicał Wielkanocny Zajączek!
Zajączek przykicał do nas od Gizanki i przyniósł same skarby: dwie wspaniałe książeczki z bajkami, ręcznie dzierganą czapuchę na Czesia zestetyzowaną łepetynkę, rybkę-maskotkę (hand made) oraz coś słodkiego. Słodkie przypadło tym bardziej wyrośniętym członkom rodziny :-)
Za wszystkie prezenty serdecznie dziękuję w imieniu własnym, Czesia oraz Taty Czesia. Dziękuję także Agnieszce, inicjatorce świętecznej wymianki prezentowej.
środa, 27 marca 2013
Relacja z ostatniej wizyty w Berlinie
A oto kilka szczegółów z naszej ostatniej wizyty w berlińskim
oddziale Cranioformu:
Przejazd Yarisem na trasie Warszawa – Berlin zimą, z dziesięciomiesięcznym brzdącem okazał się znośny. Pod wpływem specyfików przepisanych nam w piątek przez pediatrę (Zyrtek i Deflegmin), katar Czesia znacząco się zmniejszył. Dzięki temu synek podczas podróży był mało marudny i nie wyglądał na chorego. Właściwie całą drogę Czesio grzecznie się bawił oraz od czasu do czasu przysypiał. Pozwoliło to Tatusiowi Czesia zawieźć nas bezpiecznie z punktu A do punktu B, z kilkoma przystankami niezbędnymi na wyzbycie się drobnych w punktach poboru autostradowych opłat oraz na dokonanie niezbędnych zakupów w przydrożnej stancji benzynowej. Z całej tej wyprawy Czesiowi najbardziej podobało się obserwowanie drzew za oknem, ciskanie zabawkami po całym samochodzie oraz spożywanie słoiczkowych deserków w przydrożnym barze szybkiej obsługi z żółtym logo.
Sama wizyta w berlińskim Cranioformie była szybka, krótka i konkretna. Przybyliśmy do kliniki na umówioną godzinę. Tym razem panował mały ruch. W poczekalni spotkaliśmy zaledwie jedną panią z malutkim chłopczykiem. Kształt jego głowy jednoznacznie sugerował, że maluch czeka na kask. Następnie przyszła para z dwójką małych dzieci (w tym jednym okaskowanym brzdącem) – prawdopodobnie na pomiar kontrolny.
Przejazd Yarisem na trasie Warszawa – Berlin zimą, z dziesięciomiesięcznym brzdącem okazał się znośny. Pod wpływem specyfików przepisanych nam w piątek przez pediatrę (Zyrtek i Deflegmin), katar Czesia znacząco się zmniejszył. Dzięki temu synek podczas podróży był mało marudny i nie wyglądał na chorego. Właściwie całą drogę Czesio grzecznie się bawił oraz od czasu do czasu przysypiał. Pozwoliło to Tatusiowi Czesia zawieźć nas bezpiecznie z punktu A do punktu B, z kilkoma przystankami niezbędnymi na wyzbycie się drobnych w punktach poboru autostradowych opłat oraz na dokonanie niezbędnych zakupów w przydrożnej stancji benzynowej. Z całej tej wyprawy Czesiowi najbardziej podobało się obserwowanie drzew za oknem, ciskanie zabawkami po całym samochodzie oraz spożywanie słoiczkowych deserków w przydrożnym barze szybkiej obsługi z żółtym logo.
Sama wizyta w berlińskim Cranioformie była szybka, krótka i konkretna. Przybyliśmy do kliniki na umówioną godzinę. Tym razem panował mały ruch. W poczekalni spotkaliśmy zaledwie jedną panią z malutkim chłopczykiem. Kształt jego głowy jednoznacznie sugerował, że maluch czeka na kask. Następnie przyszła para z dwójką małych dzieci (w tym jednym okaskowanym brzdącem) – prawdopodobnie na pomiar kontrolny.
Tuż po godzinie 10:00 poproszono nas do gabinetu. Głowa
Czesia została dokładnie zbadana. Pan Volker Tschiersch spojrzał na jego
mózgownicę i stwierdził, że wygląda bardzo ładnie. Następnie zmierzył jego
asymetrię. Pobrał także wymiar czaszki wzdłuż, wszerz i po obwodzie (powodując
u Czesia małą irytację). Obmacał również głowę Czesia, własnoręcznie sprawdzając
czy na główce nie ma żadnych kantów. Podyktował po niemiecku wyniki pomiarów
swojej asystentce po czym oznajmił, że asymetria zniknęła, kształt głowy jest
bardzo ładny, zatem terapia przebiegła pomyślnie. Następnie wykonano zdjęcie
3D, stanowiące dokumentację fotograficzną zwieńczenia terapii. Czesio zniósł
wizytę bardzo dzielnie, ale i tak nie obyło się bez szlochu na etapie
fotografowania. Gdy było już po wszystkim, poproszono nas o spędzenie kwadransa
wraz z Czesiem w poczekalni. W tym czasie zdjęcia poddano obróbce i zgrano na
płytę CD.
Ostatnim, chyba najprzyjemniejszym momentem, było ponowne wejście do gabinetu i obejrzenie wraz z personelem Cranioformu zdjęć Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Fotografie wykonano w trójwymiarze. W związku z tym idealnie dokumentują przebieg terapii. Dopiero bowiem na trójwymiarowej fotografii widać, jak zniekształcony był łepek Czesia. Zdjęcie takie daje nie tylko ogólny ogląd tego gdzie głowa była spłaszczona i jak wyglądała z tyłu czy z boku, ale również pozwala dostrzec jak zniwelowane zostały wszelkie nierówności.
Powiem szczerze – efekt terapii jest rewelacyjny! Nie żałuję ani chwili spędzonej na dojazdach oraz ani eurocenta wydanego na kaskoterapię. Teraz głowa naszego dziecka prezentuje się wzorcowo! Kto wie, może zostanie modelem albo muzykiem… Podobno okrągła makówka jest znakiem talentu muzycznego u tego, kto ją nosi. Ciekawe, czy talent można zasiać w głowie poprzez noszenie kasku…
Poniżej zamieszczam kilka dwuwymiarowych klatek z podobizną Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Mam nadzieję, że fotografie przekonają nieprzekonanych o skuteczności tej metody.
Ostatnim, chyba najprzyjemniejszym momentem, było ponowne wejście do gabinetu i obejrzenie wraz z personelem Cranioformu zdjęć Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Fotografie wykonano w trójwymiarze. W związku z tym idealnie dokumentują przebieg terapii. Dopiero bowiem na trójwymiarowej fotografii widać, jak zniekształcony był łepek Czesia. Zdjęcie takie daje nie tylko ogólny ogląd tego gdzie głowa była spłaszczona i jak wyglądała z tyłu czy z boku, ale również pozwala dostrzec jak zniwelowane zostały wszelkie nierówności.
Powiem szczerze – efekt terapii jest rewelacyjny! Nie żałuję ani chwili spędzonej na dojazdach oraz ani eurocenta wydanego na kaskoterapię. Teraz głowa naszego dziecka prezentuje się wzorcowo! Kto wie, może zostanie modelem albo muzykiem… Podobno okrągła makówka jest znakiem talentu muzycznego u tego, kto ją nosi. Ciekawe, czy talent można zasiać w głowie poprzez noszenie kasku…
Poniżej zamieszczam kilka dwuwymiarowych klatek z podobizną Czesia „przed” i „po” okaskowaniu. Mam nadzieję, że fotografie przekonają nieprzekonanych o skuteczności tej metody.
Czesio przed okaskowaniem (10-12-2012):
Czesio po kaskoterapii (25-03-2013):
Teraz czeka nas gorący tydzień – i nie chodzi tutaj tylko o
gorączkę przedświąteczną i szał pisankowania. Czesio będzie musiał nauczyć się
żyć bez kasku – a my wraz z nim. Według p. Tschierscha zajmuje to od 5 dni do
tygodnia. Jest to o tyle gorący temat, że Czechulo właśnie nauczył się podciągać
do stania i namiętnie wdrapuje się na wszystko co popadnie. Lada chwila nauczy
się chodzić. Jednakże to, czy istnieje
życie po kasku, i co to za życie, to już materiał na kolejny wpis…
wtorek, 26 marca 2013
Koniec kaskowej przygody
I oto stało się! W poniedzialek 25. marca 2013 r. Czesław zakończył kaskoterapię. Głowa Czesia została dokładnie zmierzona i okazało się, że po asymetrii nie ma już śladu. Terapia trwała 3,5 miesiąca (od 10. grudnia 2012 r. do 25. marca 2013 r.). Czesio rozpoczął ją jako niespełna siedmiomiesięczny szkrab i zakończył jako dziesięciomiesięczny chłopczyk. Cała rodzina cieszy się na myśl o spędzeniu Wielkanocy z Małym Rycerzem z odkrytą przyłbicą.
Kask Czesia został dokładnie wymyty i właśnie się suszy. Zamierzamy go przechowywać na wieczną kaskoterapii pamiątkę w firmowym woreczku Cranioformu :-)
środa, 20 marca 2013
Przedwyjazdowo
Powoli zbliża się termin kolejnego wyjazdu do Berlina. Już nie mogę się doczekać, aż w poniedziałek (25/03/2013) łepetynka Czesia zostanie fachowo zmierzona. Widzę przeogromną poprawę w kształcie jego głowy i mam nadzieję, że pomiar antropometryczny to wykaże...
Niestety, jak na złość Czesio zachorował. Trzeci dzień z rzędu walczymy z przeziębieniem. Niby nic, a jednak przy takim maluchu nawet najdrobniejszy katarek może wyewoluować w zapalenie ucha środkowego a niewinny kaszelek rzucić się na gardło i płuca. W związku z tym głównie siedzę w domku, bawię się z synkiem i staram się robić wszystko aby do weekendu postawić go na nogi. Tymczasem tyle jest do zrobienia: zabezpieczyć odpowiednią ilość rzeczy na wyjazd, ogarnąć chałupkę, powysyłać świąteczne życzenia, i oczywiście... nadać paczkę od Zajączka dla Młodejmamy. Tak, tak - ja też dałam się ponieść przedświątecznemu szaleństwu i zgłosiłam się na drugą edycję Mamowo blogowej wymianki prezentowej u Agnieszki.
Mam nadzieję, że Młodamama nie pożałuje, że nas sparowano :-)))
Trzymajcie kciuki za Czesia - i za wyleczenie katarku i za pozbycie się asymetrii. Na szczęście synek z każdym dniem starszy, większy i silniejszy. Wczoraj skończył 10 miesięcy :-)
poniedziałek, 11 marca 2013
Pobilansowo
Czesiulek odbył kolejne badanie bilansowe - tym razem po ukończeniu 9 miesięcy życia.
Jest chłopcem szczupłym (8,6 kg = 25 centyl), średniego wzrostu (74 cm = 50+ centyl), z ciągle rosnącą łepetynką (45 cm obwodu).
Właśnie nauczył się samodzielnie siadać :)))
piątek, 1 marca 2013
Pokontrolnie
We wtorek byliśmycałą rodzinką na kontrolnym badaniu Czesia w poradni rehabilitacyjnej. Nasz synek zaprezentował się wspaniale - fikał i brykał na dywanie, ładnie bawił się klockami, usiłował dobrać się do laptopa i miał wyjątkowo pogodny nastrój. Pani doktor dokładnie zbadała, jak się prezentuje jego asymetria i obniżone napięcie mięśniowe, po czym nazwała go "ślicznym, zdrowym chłopcem". Rzeczywiscie, Czesio ładnie trzyma oś symetrii. Na tle rówieśników nadal rozwija się powoli, ale dla pani doktor jest oczywiste, że kiedyś sam usiądzie, stanie oraz zacznie chodzić. Mamy go jedynie pilnować, aby na dalszych etapach rowoju nie powrócił do złych, asymetrycznych nawyków z wczesnego dzieciństwa.
Po wtorkowym badaniu powiało optymizmem. Już nie mogę się doczekać wyjazdu do Berlina na kolejne mierzenie główki. Po cichutku liczę na szczęsliwe zakończenie terapii kaskowej...
wtorek, 19 lutego 2013
Adaś - kaskowy kolega Czesia
Nasz synek
zyskał nowego kaskowego kolegę. Okazało się, że nieopodal nas, w Pruszkowie,
mieszka ze swoją mamą i tatą niejaki Adaś. Adaś właśnie skończył 11 miesięcy i
od mniej więcej miesiąca nosi kask Cranioformu, zakupiony w krakowskiej Diagnozie.
Mama Adasia także prowadzi blog poświęcony terapii kaskowej swojego synka. Co
prawda poznałyśmy się w sieci, lecz nie potrafiłyśmy się oprzeć pokusie spotkania
w tak zwanym realu.
Podczas
spotkania chłopcy mogli trochę wspólnie poszaleć. Natomiast my – jak to kaskowe
matki – rozmawiałyśmy głównie o różnych aspektach terapii naszych dzieci.
Jako bardziej doświadczona matka kaskowicza mogłam na żywym modelu
zademonstrować, że Czesio bardzo ładnie zareagował na leczenie. Mama Adasia
była pozytywnie zaskoczona, gdy zdjęłyśmy synom kaski i porównałyśmy główki
dzieci. Obaj chłopcy byli zdiagnozowani z taką samą wartością asymetrii,
wynoszącą 1,5 cm. Mój synek zaczął terapię 10. grudnia 2012 r. w wieku 6
miesięcy i 3 tygodni, a Adaś w styczniu w wieku 10 miesięcy.
U Czesia wszystko
się praktycznie zniwelowało. Dwumiesięczny Czesiulek wyglądał, jakby mu
brakowało ¼ czaszki. Półroczny Czesio, po trzech miesiącach fizykoterapii,
nadal sprawiał wrażenie, jakby mu ktoś mocno w głowę przyłożył żelazkiem. Podczas oficjalnego
mierzenia, które miało miejsce niecały miesiąc temu, jego asymetria wynosiła
już tylko 0,5 cm. Obecnie wynosi pewnie z 2-3 mm, albo i mniej... Ponieważ
Czesiowi wyrosły włoski, po zdjęciu kasku wygląda całkiem normalnie. Człowiek niewtajemniczony
nie zauważy, że coś kiedyś było na tyle nie tak z kształtem jego głowy, aby skłonić nas do terapii kaskowej.
Aktualnie u
Adasia, tak jak kiedyś u Czesia, też jakby brakuje kawałka mózgownicy. Na szczęście jego najbliżsi widzą
poprawę, zatem wszystko jest na dobrej drodze. Mam nadzieję, że widok czesiowej
łepetynki nastroił jego mamę pozytywnie. Wszakże za kilka-kilkanaście tygodni
głowa jej dziecka także powinna się wyrównać.
Pielęgnacja kasku
Zgodnie z niemieckimi zaleceniami kask
dezynfekujemy 70% alkoholem (bez domieszek przemysłowych typu
denaturat). Pielęgnacja polega głównie na bardzo dokładnym wytarciu kasku od
środka bawełnianą pieluszką zwilżoną wysokoprocentowym alkoholem spożywczym.
Podobno sekret prawidłowej pielęgnacji tkwi w maksymalnym dociskaniu szmatki i
nieprzesadzaniu z ilością płynu. Ponieważ w Niemczech nie ma możliwości
swobodnego zakupu spirytusu nadającego się do spożycia, w specyfik należało
zakupić w aptece – i to na receptę! Koszt alkoholu okazał się niemały – 35 Euro!
Mój mąż powiedział, że poczuł się jakby kupował jakiś drogocenny koniak J.
Niestety, mimo naszych usilnych starań, po
kilku tygodniach noszenia kask Czesia śmierdział okrutnie i był cały zażółcony
od środka. Prawdopodobnie Rafał zbyt słabo przyciskał szmatkę podczas pucowania…
My oczywiście staraliśmy się to ignorować, pomni słów Volkera Tschierscha, że
kask zazwyczaj nieprzyjemnie pachnie. Podczas naszej drugiej wizyty w Berlinie
okazało się jednak, że przykry zapach przekroczył pewną dopuszczalną granicę
przyzwoitości. Aby ulżyć naszym nosom i zapobiec ewentualnej infekcji u Czesia pan
Tschiersch zasugerował zorganizowanie synkowi „dnia bez kasku” i jednokrotne dokładne
czyszczenie ortezy. Pracująca tam pani (chyba o imieniu Carina) powiedziała, że
pianka, którą wyścielany jest kask ma pory, stąd jej właściwości absorbujące.
Podejrzewam, że to jest powód dla którego nie zaleca się mycia kasku oraz
dezynfekowania innymi substancjami niż alkoholem (pianka to "zaciąga"
i potem kask może podrażniać skórę dziecka). Następnie otrzymaliśmy dokładny
przepis na prawidłowe mycie kasku, który zamieszczam poniżej:
- po pierwsze kąpiel kasku w gorącej wodzie z
dodatkiem szamponu dla dzieci (najlepiej w wanience, w której zazwyczaj kąpane
jest dziecko),
- następnie dokładne szorowanie kasku od
wewnątrz ciepłą wodą z szamponem dla dzieci za pomocą szmatki i (ewentualnie)
szczoteczki do paznokci (trzeba bardzo mocno dociskać, aby "wbić się
między pory pianki"; należy zastosować ten szampon, którego dziecko używa
- nie wprowadzamy nowych kosmetyków, bo mogą podrażnić skórę dziecka),
- dokładne płukanie kasku cieplą wodą pod
dużym ciśnieniem (najlepiej prysznicem),
- odstawienie do wyschnięcia na 24 godziny,
- impregnacja dużą ilością alkoholu (2-3 razy
więcej niż zazwyczaj),
- odstawienie do wyschnięcia.
W weekend po powrocie z Berlina kask został
wypucowany zgodnie z instrukcją. W tym czasie nasza rodzinka mogła się cieszyć
sobotą i niedzielą bez kasku.
W pozostałym zakresie nadal stosujemy się do podstawowych
niemieckich zaleceń:
- dezynfekcja kasku wyłącznie alkoholem,
- jak najmniej chemii na głowę,
- żadnych leków i maści bez konsultacji z
lekarzem prowadzącym,
- konsultacje tylko w przypadku, gdy zmiany
na skórze nie ustępują po 2-3 dniach.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Druga wizyta w Berlinie
Okres
sześciu tygodni między założeniem kasku a styczniową wizytą kontrolną (21.01.2013)
upłynął nam bez większych przebojów. Jak już wspominałam skóra Czesia
przyzwyczajała się około dwóch dni do nowego nakrycia głowy. Po pierwszych dniach
niepokoju (czy te czerwone krostki aby na pewno znikną???) nastał okres pokojowej
koegzystencji z kaskiem. Ze względu na charakterystyczny kształt kachola Czesio
został przez najbliższych przezwany hokeistą. Rodzina i przyjaciele oswoili się
z wszechobecnością kasku, lekarka prowadząca czesiulkową rehabilitację wykazała
spore zainteresowanie tematem, a rehabilitantka przestała manifestować
nieufność do tego rodzaju terapii. Sam Czesio zaakceptował kask od momentu
pierwszego nałożenia. Obecnie jest z nim tak zżyty, że potrafi przez dobrą
chwilkę nerwowo macać się po głowie w poszukiwaniu kasku, podczas
"wolnej" godziny przeznaczonej na pielęgnację.
Przed wyjazdem do Berlina szacowałam, że asymetria jego czaszki zmniejszyła się
o ponad połowę w stosunku do wartości wyjściowej i obecnie jest niewielka
(poniżej 1 cm). Okazało się, że miałam jak najbardziej rację. W poniedziałek,
21. stycznia 2013 r., głowa Czesia została dokładnie zmierzona i okazało się,
że z 1,5 cm asymetrii pozostało tylko 0,5 cm. Następnie kask został
podszlifowany i dopasowany. Prowadzący naszą kaskoterapię Volker Tschiersch
zalecił noszenie hełmu jeszcze przez 8-10 tygodni i wyznaczył nam kolejną
wizytę kontrolną na 25. marca 2013 r. Prawdopodobnie następna wizyta w Berlinie
będzie naszą ostatnią - albo asymetria się zredukuje do zera i dalsze noszenie
kasku nie będzie konieczne, albo zmniejszy na tyle, że wystarczy ponowne
doszlifowanie kasku i noszenie go przez kolejne kilka tygodni, aż do
zaprzestania terapii, już bez potrzeby wizyty kontrolnej. Oznacza to wysokie
prawdopodobieństwo, że swoje pierwsze urodziny Czesio spędzi bez kasku.
Oczywiście po cichutku liczymy na to, że rozstanie z kaskiem nastąpi już przed Świętami
Wielkiej Nocy…
Cała nasza rodzina jest bardzo zadowolona z efektów terapii. Czesio już jutro skończy 9 miesięcy i bez kasku prezentuje się całkiem normalnie. Kształt jego głowy nie razi i nie rzuca się w oczy. Obecna dysproporcja to asymetria "mała", która będzie praktycznie niewidoczna w dorosłym życiu. Zdajemy sobie sprawę, że na takim etapie dalsze leczenie ma głównie znaczenie estetyczne. Ponieważ Czesio dobrze znosi kaskoterapię, jej kontynuowanie przez kolejne kilka tygodni jest dla nas oczywiste. Warto powalczyć o całkowite wyeliminowanie asymetrii. Obecnie kask został tak doszlifowany, aby stymulować nie tylko prawidłowe (symetryczne) ale także "ładne" (bardziej fizjologiczne) wzrastanie główki. Dzięki temu czaszka urośnie głównie w tył, a nie w boki i nie będzie wydawała się spłaszczona.
Czesio jest kolejnym żywym przykładem na to, że terapia działa i nie stanowi nadmiernego obciążenia dla dziecka. Już po kilku dniach noszenia kasku zauważyć można było poprawę kształtu jego czaszki. Obecnie piękny efekt terapii spotęgowany został przez pojawienie się coraz większej ilości włosków na czesiowej główce. Bez kasku prezentuje się całkiem, całkiem…
Cała nasza rodzina jest bardzo zadowolona z efektów terapii. Czesio już jutro skończy 9 miesięcy i bez kasku prezentuje się całkiem normalnie. Kształt jego głowy nie razi i nie rzuca się w oczy. Obecna dysproporcja to asymetria "mała", która będzie praktycznie niewidoczna w dorosłym życiu. Zdajemy sobie sprawę, że na takim etapie dalsze leczenie ma głównie znaczenie estetyczne. Ponieważ Czesio dobrze znosi kaskoterapię, jej kontynuowanie przez kolejne kilka tygodni jest dla nas oczywiste. Warto powalczyć o całkowite wyeliminowanie asymetrii. Obecnie kask został tak doszlifowany, aby stymulować nie tylko prawidłowe (symetryczne) ale także "ładne" (bardziej fizjologiczne) wzrastanie główki. Dzięki temu czaszka urośnie głównie w tył, a nie w boki i nie będzie wydawała się spłaszczona.
Czesio jest kolejnym żywym przykładem na to, że terapia działa i nie stanowi nadmiernego obciążenia dla dziecka. Już po kilku dniach noszenia kasku zauważyć można było poprawę kształtu jego czaszki. Obecnie piękny efekt terapii spotęgowany został przez pojawienie się coraz większej ilości włosków na czesiowej główce. Bez kasku prezentuje się całkiem, całkiem…
Kaskowe Święta
Kaskowe Boże
Narodzenie i Nowy Rok upłynęły nam nader spokojnie.
Czesio nadal ignorował kask. Kochające otoczenie nauczyło się ignorować kask Czesia.
Czesio natomiast nauczył się nie ignorować prezentów...
Czesio nadal ignorował kask. Kochające otoczenie nauczyło się ignorować kask Czesia.
Czesio natomiast nauczył się nie ignorować prezentów...
Pierwsze reakcje świata medycznego na czesiowy kacholek
We wtorek,
tydzień po rozpoczęciu terapii kaskowej, Czesio po raz pierwszy udał się do
przychodni rehabilitacyjnej w nowym uniformie. Reakcje otoczenia były
różnorakie. Pani rehabilitantka była sceptyczna. Widać było, że traktuje kask
jak zło konieczne, które „wymyślili sobie nadgorliwi rodzice” i które ogranicza
spontaniczne ruchy dziecka. Nasza pani doktor od rehabilitacji wyglądała na szczerze
zainteresowaną. Przyznała, że wcześniej jedynie słyszała o tej terapii, a teraz
wreszcie ma sposobność zobaczyć okaskowanego pacjenta na żywo. Natomiast pani
z kawiarni – ta sama, która wcześniej pytała, czy czesiowa główka będzie kiedyś
bardziej krągła – życzyła nam szybkich postępów w terapii.
Jak widać,
zdarzają się lekarze, także w Warszawie i okolicach, którym nie jest obce
zagadnienie plagiocefalii. Mam nadzieję, że już niedługo ktoś z nich się
przełamie, wyspecjalizuje i zaproponuje terapię płaskiej główki pacjentom ze
stolicy, bez potrzeby pokonywania setek kilometrów do Berlina lub Krakowa.
Odnośnie do
naszej pani rehabilitantki – widać, że z biegiem czasu nabrała większego zaufania
do naszej decyzji o okaskowaniu Czesia. Pamięta jaki kształt miała jego głowa
przed kaskoterapią. Ala też okazję
przyjrzeć się jego główce po dwóch miesiącach noszenia kasku. Przyznała, że efekty
są widoczne, bo głowa wygląda całkiem normalnie. Oczywiście nie oznacza to, że
sama poleciłaby terapię kaskową innym osobom. Rozumiem ją po części. Terapia ta
jest stosunkowo unikatowa w Polsce i nie należy do najtańszych (2300 Euro w
Berlinie, ok. 8000 zł w Krakowie). Nasza pani rehabilitantka pracuje z dziećmi
metodą NDT Bobath, więc jest przeczulona na punkcie ograniczania ruchów dziecka
zbędnymi sprzętami (chodziki, ubranka krępujące ruchy, podwójne pieluchowanie,
etc.). Do tej pory spotkała się jedynie ze stosowaniem kasków ochronnych u
dzieci po operacjach głowy. Ponadto przez lata widziała już niejednego małego
pacjenta bardziej zdeformowanego niż Czesio. W takiej sytuacji kaskoterapia,
mająca na celu głównie poprawę wyglądu czesiowej mózgownicy (spodziewane
profity pozaestetyczne będą niewielkie) mogła jej się wydać zbytkowną
fanaberią.
Powoli
zbliża się termin kolejnego badania w przychodni rehabilitacyjnej (28.02.2013)
i badań kontrolnych (06.03.2013). Obiecuję zdać relację z tego, co o efektach
terapii kaskowej powiedzą nasze lekarki (lekarz rehabilitacji i pediatra z
przychodni).
Pierwsze koty za płoty
We środę wieczorem,
tuż po powrocie z Berlina, wszyscy byliśmy umęczeni. Kilka godzin jady
samochodem w zimny, śnieżny dzień nie należy do najprzyjemniejszych. Oboje z
mężem mieliśmy ochotę od razu położyć się spać. Oczywiście nasze chęci i
pragnienia musiały odejść na dalszy plan, gdyż Czesio wymagał nakarmienia,
wykąpania i utulenia do snu.
Czesio całą
drogę z Berlina do Warszawy przebył w kasku. Aż baliśmy się mu zajrzeć pod
spod. Po zdjęciu kasku i dokładnych oględzinach zauważyliśmy, że w kilku
miejscach naszemu synkowi porobiły się wykwity i wypryski.
Mąż z
miejsca miał ochotę pisać do Berlina w tej sprawie i poprosić o dalsze
wskazówki. Wykonał nawet dokładną dokumentację fotograficzną. Postanowiliśmy jednak poczekać z tym do rana.
Pamiętaliśmy słowa specjalistów z
Niemiec, że występowanie wyprysków i zaczerwienienia przez kilka pierwszych jest
czymś normalnym, bo dni skóra musi się przyzwyczaić do nowej warstwy
izolacyjnej. Zgodnie z zaleceniami postanowiliśmy tych zmian nie smarować przez
pierwsze dwa-trzy żadną maścią. Ograniczyliśmy się do wykąpania Czesia w wodzie
z użyciem śladowych ilości dotychczasowych kosmetyków oraz do czyszczenia kasku
za pomocą spirytusu. Liczyliśmy na to, że jego skóra sama się przyzwyczai. Mieliśmy
w planach baczne obserwowanie skóry głowy i wszczęcie alarmu w sytuacji, gdyby wypryski
i zaczerwienienie zaczęły przeistaczać się w ślimaczącą się ranę.
Tymczasem
następnego dnia zmiany bardzo zbledły, aby całkowicie zniknąć do końca
tygodnia. Nasz synek całkowicie zaakceptował kask. Zdjęcia wykonane w
czwartkowy wieczór dokumentują, że w trzeciej dobie noszenia kasku nasze
dziecko zachowywało się tak, jakby przyszło na świat z tym dziwacznym nakryciem
głowy.
Od momentu
założenia Czesiowi kasku staramy się bardzo drobiazgowo dbać o higienę. Kąpiemy
go co wieczór. Staramy się nie eksperymentować z kosmetykami. Właściwie od
momentu jego narodzin cały czas stosujemy te same produkty (płyn do mycia ciała
i głowy Nivea oraz chusteczki Bambino). Jak na razie nie narzekamy. Największym
problemem skórnym Czesia są nawracające potówki na wysokości karczku.
Oczywiście staramy się nie dopuszczać do ich powstawania i o ile to możliwe nie
przegrzewamy naszego synka. Niestety, czasem nie udaje się nam ich uniknąć.
Mały ma rączki i stópki zimne jak sopelki, na sobie tylko body z krótkim
rękawkiem, a pod kaskiem las tropikalny…
niedziela, 17 lutego 2013
Pierwsza wyprawa do Berlina
Do Berlina pojechaliśmy w niedzielę rankiem
(09.12.2012) i wróciliśmy we środę (12.12.2012) - z kaskiem. Drogę w obie
strony pokonaliśmy naszym malutkim Yariskiem, w którym cudem zmieściły się
wszystkie manatki. Nie była to pierwsza nasza samochodowa wyprawa z małym
Czesiem, gdyż wcześniej zdarzało nam się odwiedzać dziadków. Niemniej, jako
przezorni rodzice w zagranicznej podróży, zabraliśmy ze sobą stosy mniej lub
bardziej zbędnych rzeczy na tak zwany wszelki wypadek. Efekt był taki, jak
byśmy jechali na koniec świata, a nie do zachodniej cywilizacji…
Trasa z Warszawy do Berlina okazała się nad
wyraz znośna. Wszystko dlatego, że mogliśmy pojechać nowo wybudowaną
autostradą. Z punktu widzenia podróżującej rodziny jej jedynym minusem okazał
się być brak stacji paliw i zajazdów na odcinku tuż za Warszawą, najpóźniej
oddanym do użytku. Na nasze szczęście Czesio nie domagał się przystanków na tym
etapie podróży. Także i później był bardzo dzielny i nie sprawiał nam zbyt
wielu kłopotów. Niestety, spory opad śniegu, który towarzyszył nam od samej
granicy sprawił, że ostatnie kilometry ciągnęły nam się w nieskończoność.
Podróż powrotna także nie należała do najłatwiejszych – również ze względu na
atak zimy. Na szczęście udało nam się pokonać trasę w obie strony i wrócić w
jednym kawałku.
Wizyta w Cranioformie łącznie zabrała nam
trzy dni. Pierwszego dnia odbyło się mierzenie główki Czesia oraz pobranie
miary na kask metodą fotografii trójwymiarowej. Asymetria jego główki wyniosła
1,5 cm. Taki wynik oznacza średnią plagiocefalię, zauważalną dla postronnych
także w dorosłym życiu. W tym stanie rzeczy nie wahaliśmy się ani chwilki, bo
terapię (po relacjach na kaskowych blogach „Kaskowej Mamy” i „Karli”) uznaliśmy
za bezpieczną oraz wartą swojej ceny.
Ponieważ Czesiek w momencie okaskowania
miał 6 miesięcy i 3 tygodnie, a urodził się na przełomie 38 i 39 t.c. prowadzący
naszą terapię Volker Tschiersch stwierdził, że istnieje szansa, iż nasze
dziecko zakończy terapię w ciągu pół roku. Bardzo nas to ucieszyło, gdyż
oznaczałoby to rozstanie z kaskiem zanim nadejdą największe upały…
Kask gotowy był już nazajutrz. W związku z
tym we wtorek miało miejsce jego mierzenie i dopasowywanie. Czesio wyruszył z
kaskiem na godzinny spacerek, po czym orteza została doszlifowana w newralgicznych
miejscach. Po wszystkim zostaliśmy poinstruowani jak prawidłowo zakładać kask. Zwrócono
nam też uwagę na konieczność podkładania dziecku kocyka pod plecki w celu
wyrównania poziomów podłoża. Uzyskaliśmy także dokładne instrukcje jak o niego
dbać. Czesio miał mieć na głowie kask do następnego dnia. Mieliśmy mu go zdejmować
co godzinę, do późnego wieczora, i sprawdzać jak skóra reaguje na kask. Jeśli
nie działoby się nic niepokojącego, mieliśmy zostawić go Czesiowi na całą noc i
– bez zdejmowania – przyjechać na krótką kontrolę do Cranioformu we środę rano.
Jak nam polecono – tak też zrobiliśmy. Nasze dziecko od razu zaakceptowało
kask, więc udało nam się dotrwać do rana bez oznak czesiowego marudzenia. We
środę rano kask został ostatecznie dopasowany (konieczne okazało się małe szlifowanko).
W samo południe pełni optymizmu wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Przy okazji bytności w Berlinie
postanowiliśmy co nieco zwiedzić. Niestety,
atak zimy sprawił, że udało nam się dotrzeć z wózkiem jedynie w kilka newralgicznych
punktów stolicy Niemiec. Obiecaliśmy sobie solennie nadrobić zaległości
następnym razem.
sobota, 16 lutego 2013
Kaskowe dylematy
Nadszedł czas oczekiwania na naszą pierwszą
wizytę w Berlinie. Im bardziej zbliżał się 10. grudnia tym bardziej sceptyczne
stawało się moje nastawienie do tej terapii i do samego wyjazdu. Miałam
nieodparte wrażenie, że od czasu wypadku jego główka zaczęła nabierać
ładniejszego kształtu. Czesio był już w takim wieku (5 miesięcy), że coraz
więcej czasu spędzał aktywnie na brzuchu. Ponadto rehabilitacja zaczęła
przynosić widoczne efekty. Do tego doszła niechęć do kładzenia głowy na podłożu
w sposób obciążający stłuczenie...
Kto mnie zna ten wie, że jestem „typem
zadaniowym”. Skoro powiedziałam „A”, należało powiedzieć i „B”. Zatem dopingowałam
męża, aby nie zapomniał zorganizować sobie kilku dni wolnych w okolicach 10. grudnia,
dopilnowałam, abyśmy w porę zaczęli wyrabiać małemu paszport i zaczęłam
rozglądać się za noclegiem w Berlinie. Niemniej, w myślach odliczałam dni do
wyjazdu licząc po cichutku, że głowa „sama się ukula”. Przegadałam kilka
ładnych godzin z obiema babciami Czesia oraz wykonałam całkiem sporą wymianę
korespondencji z przyjaciółmi, aby utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze postępuję decydując się na kaskoterapię
dla Czesia. Prócz kwestii organizacyjno-finansowych najbardziej przerażała mnie
kwestia etyczna całego tego przedsięwzięcia. Zastanawiałam się, czy chęć zafundowania
Czesiowi takiej terapii nie jest wyrazem mojego przedmiotowego podejścia do
dziecka (czy musi był perfekcyjnie ładniutkie, abym je kochała???). Cały czas
zadawałam sobie pytanie, jak wytłumaczę mojemu Małemu Księciu, że „dobrze widzi
się tylko sercem” oraz, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”, jeśli jego
całe życie ma zacząć się od terapii mającej na celu estetyzację jego mózgownicy.
Nie byłam też pewna, czy Czesio rzeczywiście takiego kasku potrzebuje. Zarówno
nasza rehabilitantka jak i pani doktor od rehabilitacji powtarzały wszakże, że widziały
gorsze przypadki… (Mnie oczywiście nie interesowały jakies tam, anonimowe „gorsze
przypadki” – wszakże chodziło o moje dziecko).
Tuż przed wyjazdem do Berlina zniekształcenie
czesiowej główki nie było porażające. Niemniej, było zauważalne, także dla
postronnych. Jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego jak zespól płaskiej
główki, i jakie są jego objawy, mąż zauważył, że Czesio ma nierówne uszka. Ja
natomiast u mojego wspaniałego, uśmiechniętego synka dostrzegłam typową przy plagiocefalii
wypukłość jednego policzka oraz różny kształt oczu. O niestandardowym kształcie
głowy, na który zwracały uwagę obie babcie Czesia już nie wspominam. Prócz tego,
tuż przed wyjazdem do Berlina, zdarzyło się nam na przykład, że pani prowadząca
kawiarenkę w ośrodku rehabilitacyjnym zagadnęła przy mnie naszą panią doktor, i
zapytała jakie postępy poczynił Czesio, co mu dolega i czy ta krzywa główka to
mu już tak zostanie... Pani doktor odpowiedziała, że Czesio ma asymetrię oraz,
że pod wpływem terapii kształt głowy zazwyczaj ulega poprawie, ale nie jest jej
znana przyczyna dla której u jednych dzieci ten proces zachodzi lepiej niż u
innych. Ponieważ Czesio miał już wówczas pół roczku, czyli osiągnął wiek, w
którym deformacja głowy zazwyczaj sama nie ustępuje, incydent w kawiarni
utwierdził mnie w przekonaniu o słuszności kaskoterapii. Wystarczyło Czesiowi
nie nałożyć czapeczki i kalafiorowatość jego łepetyny stawała się ewidentna!
Ostatecznie uznaliśmy z mężem, że sprawy zaszły
za daleko. Paszport dla synka został
wyrobiony, miejsce noclegowe zaklepane, wizyta umówiona. O tym, czy Czesio
zostanie poddany terapii kaskowej ostatecznie miał zadecydować los (czyli jego
faktyczny stan zdrowia). Ustaliliśmy, że pojedziemy do Berlina i damy zmierzyć
czesiową asymetrię. Jeśli okaże się wystarczająco spora, jako zatroskani
rodzice zafundujemy mu kask. Jeśli będzie nieznaczna, popracujemy jeszcze trochę
nad repozycjonowaniem, masażami, specjalnymi poduchami i sami postaramy się mu
tę główkę ukulać. Naszą wartością graniczną, powyżej której bez wahania
zdecydowalibyśmy się na kask było jakieś1,30 cm. Nie byliśmy do końca pewni,
jaką podejmiemy decyzję, jeśli badanie wykaże asymetrię rzędu 1,10 cm, bardzo bliską
magicznego 1 cm, stanowiącego wartość graniczną między asymetrią średnią a małą…
Kaskowa przygoda nabiera rumieńców
A oto dalszy ciąg historii czesiulkowego kasku…
Po tym jak przypadkowo odkryłam istnienie
terapii kaskowej, niezwłocznie skontaktowałam się z ośrodkami prowadzącymi takie
leczenie (oczywiście o ich istnieniu dowiedziałam się z Internetu, a ściślej
rzecz ujmując – z blogów innych zatroskanych mam kaskowych dzieci - Kasi i Karli). Tego samego
dnia napisałam dwa e-maile – pierwszy do Cranioformu w Berlinie, drugi do
Diagnozy w Krakowie, z krótkim opisem historii leczenia Czesia i dokumentacją
fotograficzną kształtu jego główki.
Oba ośrodki odpowiedziały mi dość szybko.
Oba zgodziły się podjąć leczenia plagiocefalii u Czesia po wyleczeniu złamania
kości potylicznej. Sposób prowadzenia ze mną korespondencji w tej sprawie
zaważył na tym, że zdecydowaliśmy się z mężem na terapię kaskową w Berlinie a
nie w Krakowie.
Swój pierwszy e-mail do Cranioformu
skierowałam pod ich ogólny adres wskazany na stronie internetowej. Odpowiedź
otrzymałam dosłownie po kilku godzinach, bezpośrednio od dr Blechera. Dr
Blecher na podstawie zdjęć wstępnie ustalił, że głowa Czesia kwalifikowałaby
się na terapię kaskową. Następnie bardzo metodycznie podszedł do kwestii urazu
czaszki. Poprosił o przesłanie na jego adres e-mail dokumentacji medycznej
(RTG, TK, USG) w celu przeprowadzenia dalszej analizy. Poinformował mnie, że
chciałby skonsultować kwestię leczenia Czesia z neurologiem i
neurochirurgiem.
Nazajutrz uzyskaliśmy ze szpitala
odpowiednią dokumentację i przesłaliśmy zdjęcia główki Czesia do Berlina.
Przedtem nie omieszkaliśmy przejrzeć ich w domu. To co było na nich uderzające
to zauważalna asymetria – także w obrębie twarzoczaszki. Zwłaszcza zapis
tomografii komputerowej nie pozostawiał złudzeń: jedno oko wyżej drugie niżej,
widoczne skrzywienie przegrody nosowej, ewidentna asymetria w obrębie
mózgoczaszki…
Dr Blecher odezwał się kolejnego dnia, poinformował
mnie, że zapoznał się z zapisami TK i RTG i potwierdził możliwość leczenia
Czesia po przebytym urazie. Dr Blecher ocenił złamanie jako „stabilne”, pozwalające
na transportowanie dziecka na sporą odległość dowolnym środkiem transportu. Uznał,
że kaskoterapię można będzie prowadzić po uzyskaniu zrostu kości, już w
pierwszym-drugim tygodniu grudnia 2012 r. Termin ten pokrywał się z datą
wskazaną nam w szpitalu przez chirurga zajmującego się Czesiem po wypadku. Ponadto
dr Blecher zasugerował, że ze względu na przebyty przez Czesia uraz główki,
kaskoterapia w Berlinie, u bardziej doświadczonych specjalistów, będzie lepszym
wyborem niż terapia w Krakowie. Na podstawie jego e-maila wywnioskowałam, że w
jego ocenie ośrodek krakowski, jako dopiero zaczynający swą działalność, powinien
na razie obsługiwać proste i oczywiste przypadki.
Moja korespondencja z ośrodkiem w Krakowie
nie była taka drobiazgowa. Uzyskałam informację, że możliwe jest zastosowanie
terapii kaskowej u dziecka po urazie czaszki. Poinformowano mnie, że możliwe
byłoby umówienie nas na wizytę w styczniu 2013 r. Na tym etapie nikt w Krakowie
nie chciał oglądać dokumentacji medycznej dotyczącej złamania. Sama data wizyty wydała mi się odległa oraz wyznaczona
„na oko” a nie na podstawie medycznych przesłanek. Wszystko to utwierdziło mnie
w przekonaniu, że Berlin jest jedynym słusznym wyborem. W związku z tym
umówiliśmy się na wizytę na poniedziałek, 10. grudnia 2012 r.
środa, 30 stycznia 2013
Początek kaskowej przygody
Witam wszystkich czytelników!
Mam na imię Agata i jestem mamą
ośmiomiesięcznego Czesia, który cierpi na nie tak rzadkie przypadłości wieku niemowlęcego: asymetrię, plagiocefalię i problemy z napięciem mięśniowym. Gdy ujawniły się problemy zdrowotne mojego synka zaczęłam przeczesywać Internet w poszukiwaniu dostępnych informacji na ten temat i natknęłam się na blogi innych mam w podobnej sytuacji. Idąc za ich przykładem postanowiłam założyć własnego bloga poświęconego tajnikom terapii mojego synka, na którą aktualnie składają się terapia kaskowa metodą Cranioform oraz rehabilitacja metodą NDT Bobath. Aby jednak zrozumieć, jak długą drogę przebyliśmy
od momentu pierwszej diagnozy do podjęcia decyzji o terapii kaskowej,
pozwólcie, że zacznę od początku…
Pewnego pięknego majowego dnia 2012 r. w
Warszawie w Szpitalu na Żelaznej przyszedł na świat Czesio – nasz pierworodny,
wyczekany i wyśniony synek. Poród siłami natury nie należał do najłatwiejszych,
ale szybko poszedł w niepamięć. Wszelkie trudy i wyrzeczenia wynagrodziło
pojawienie się na świecie 3,6 kg niemowlęcia, które otrzymało 10 pt w skali
Apgar. Czesio od pierwszych chwil wydawał się być ślicznym i pogodnym chłopcem.
Poza żółtaczką, która ujawniła się w jego trzeciej dobie życia, w zasadzie nigdy
nic mu nie dolegało. Rósł silny i zdrowy, a przynajmniej nam, rodzicom, się tak
wydawało… Przy pożóltaczkowym badaniu w dwunastej dobie życia lekarka kazała
nam zwrócić uwagę, czy z wiekiem ustąpi u małego drżenie nóżek. Ponieważ Czesio
z tego wyrósł, nie dostaliśmy już żadnych tego typu wskazań czy zaleceń podczas
rutynowego badania w szóstym tygodniu życia. Lekarka nie miała także zastrzeżeń
do naszego sposobu noszenia i pielęgnacji Czesia. Na tym etapie nie myśleliśmy
nawet o ewentualnych konsultacjach u neurologa czy w poradni rehabilitacyjnej.
Tymczasem, jak się nad tym głębiej
zastanowić, Czesio od zawsze (jeszcze w brzuszku) preferował układanie się na
lewym boczku. Od pierwszych chwil wolał przystawiać się do prawej piersi. Przy
lewej zdarzało się, że marudził. W czwartej czy piątej dobie życia nauczył się
sam obracać łepek i od tego czasu zawsze "odwijał się" na lewą stronę.
Na tym etapie cała rodzinka się cieszyła, że to "silny chłopak", bo
sam rusza głową. Niemniej, za radą rodziców i cioć układaliśmy go raz na
prawym, raz na lewym boczku. Niestety, z perspektywy czasu widzę, że zbyt małą
wagę przywiązywaliśmy wówczas do tego, aby Czesio spędzał tyle samo czasu z
główką obróconą w prawo co w lewo. Naszą czujność uśpiły artykuły w
czasopismach dla mam, z których wynikało, jakoby asymetria w pierwszych
tygodniach życia dziecka była sprawą dość typową i jeśli nie towarzyszą jej
dodatkowe niepokojące objawy, powinna sama ustąpić.
W momencie gdy Czesio skończył 2 miesiące
zauważyłam, że jego główka uległa deformacji. Na tym etapie Czesio nienawidził
pozycji na brzuchu, a podciągany za rączki nie był w stanie utrzymać główki. Po
telefonicznej naradzie rodzinnej z
bardziej doświadczonymi od nas kobietami (zwłaszcza babciami Czesia), zaczęliśmy
baczniej zwracać uwagę na jego nienaturalne wygięcie i nieco spłaszczoną główkę.
Przede wszystkim pilnowaliśmy aby jak najwięcej czasu spędzał na prawym, mniej
lubianym boku oraz na brzuchu. Odwiedziny u dziadków wykorzystaliśmy między
innymi na konsultację z doświadczoną panią doktor, dawną pediatrą mojego męża.
Rozmowa z nią umocniła mnie i resztę rodziny w naszej „paranoi” na temat repozycjonowania.
Dodaliśmy element podporu kocykiem lub
ręcznikiem, wstawaliśmy w nocy, aby przekręcić Czesia na drugi bok,
podchodziliśmy do niego z obu stron, aby aktywować prawą, mniej używaną stronę
ciała. Na tym etapie jeszcze wszystko miało się „samo wyrównać”. Mieliśmy się
tylko mocno przykładać do najbliższej wizyty kontrolnej (po ukończeniu przez
synka trzeciego miesiąca). Niestety, ta sama lekarka zaleciła nam podwójne
pieluchowanie Czesia, gdyż jej zdaniem jego nóżki chodziły zbyt luźno w stawach
biodrowych. Dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że wszelkie ograniczenie ruchu
niemowlęcia przeszkadza w przezwyciężeniu asymetrii, natomiast badanie USG bioderek
wykazało, że z Czesia stawami wszystko było w porządku…
Gdy Czesio skończył trzy miesiące było już ewidentne,
że domowe sposoby przezwyciężenia asymetrii nie pomagają. Czesio ssał tylko
lewą piąstkę, w pozycji na brzuchu nie interesował się przedmiotami po jego
prawej stronie, nie cierpiał "brzuchować", podciągany do siadu nie
trzymał główki prosto. W związku z tym po rutynowym badaniu po ukończeniu przez
Czesia trzeciego miesiąca życia nasza lekarka z przychodni wysłała nas na
rehabilitację do nowo otwartego dziennego ośrodka rehabilitacji dzieci z
zaburzeniami wieku rozwojowego. Od osiągnięcia 3,5 miesiąca synek uczęszcza tam
na zajęcia rehabilitacyjne metodą NDT Bobath. Wszystko ze względu na asymetrię
ciała i problemy z napięciem mięśniowym. Początkowo Czesio ćwiczył pod okiem fizjoterapeuty 2 razy
w tygodniu i był do tego odpowiednio pielęgnowany i zabawiany przeze mnie (za
radą terapeutki staramy się wplatać z 2- 3 razy dziennie krótkie serie ćwiczeń
do naszych typowych zabaw). Obecnie, ze względu na poprawę stanu zdrowia,
zmalała intensywność czesiowej terapii w ośrodku. Jego asymetria została
praktycznie przezwyciężona, Czesio ślicznie czołga się i bawi się na brzuszku, a i kształt jego głowy znacznie się poprawił. Niestety,
deformacja nie zniknęła w całości.
Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
Przy okazji wizyty w poradni
rehabilitacyjnej, która miała miejsce ze dwa tygodnie po wypadku, pani doktor
podpowiedziała nam, że istnieją specjalne kaski dla małych dzieci (do nauki
chodzenia, raczkowania). Od razu zaczęłam szukać w Internecie kasków
ochronnych, z myślą o rehabilitacji Czesia (aby nie uderzał głową bezpośrednio
o podłoże, jeśli się zacznie "wyrywać" rehabilitantce przy
najbliższej sesji terapeutycznej). Nawet znalazłam czarny kask, w którym Czechu
wyglądałby jak ten czeski piłkarz, Petr Czech... Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z mężem z tego pomysłu :-)
Ponieważ poprzednio szukałam w Internecie różnych informacji na temat asymetrii
ułożeniowej ciała, na którą cierpi moje dziecko, Google to jakoś połączył i
przy okazji trafiłam na blogi "Kaskowej Mamy" i "Karli" poświecone terapii
kaskowej ich synków. Poczytałam i pomyślałam, że tylko taka terapia może pomóc
nadać prawidłowy kształt czesiulkowej główce. Razem z mężem uznaliśmy, że warto poddać
synka takiej terapii. Jego asymetrię ułożeniową i obniżone napięcie mięśniowe niebawem
uda się wyleczyć. Szkoda, aby po jego niemowlęcych dolegliwościach pozostał ślad
w postaci deformacji czaszki. W związku z tym postanowiliśmy nawiązać kontakt z niemieckim ośrodkiem, w którym najpierw "Karla", a następnie "Kaskowa Mama" poddały kaskoterapii swoje dzieci...
Subskrybuj:
Posty (Atom)