Podczas ostatniej wizyty Czesia w Berlinie zostaliśmy
pouczeni, że oto nadchodzi bardzo newralgiczny okres w życiu naszego synka –
pierwszy tydzień bez kasku. Mieliśmy bardzo na niego uważać. Mogło się bowiem
okazać, że Czesio przez pierwsze dni nie będzie w pełni świadomy tego, że powinien
chronić głowę przed urazami. Dotąd bowiem posiadał warstwę ochronną w postaci
kasku. Było to o tyle istotne, że Czesio właśnie podjął także pierwsze próby
czworakowania oraz zaczął namiętnie podciągać się do stania.
Po dziesięciu dniach od zdjęcia kasku mogę z całą
stanowczością zaświadczyć, że moje dziecko przeżyło ów czas – w tym Święta
Wielkanocne – w jednym kawałku. Trudno mi nawet przywołać w pamięci jakąś sytuację
zdecydowanie przyprawiająca o palpitację serca. Odnoszę wrażenie, że Czesio z
równą łatwością powitał jak i pożegnał kask. Jego brak nie zrobił na nim
większego wrażenia. Może tylko pozbycie się białego balastu odciążyło głowę i
barki o jakieś 204 gramy, w związku z
czym synek sprawniej staje na dwóch nóżkach. Poza tym Czesio pozwala sobie zakładać na głowę rzeczy, o których nie śniło się filozofom...
Natomiast czapeczki ściąga z głowy w trybie natychmiastowym - tak jak przed założeniem kasku, tyle, że sprytniej. Cóż chłopczyk nam rośnie i jest coraz sprawniejszy ruchowo...