Witam wszystkich czytelników!
Mam na imię Agata i jestem mamą
ośmiomiesięcznego Czesia, który cierpi na nie tak rzadkie przypadłości wieku niemowlęcego: asymetrię, plagiocefalię i problemy z napięciem mięśniowym. Gdy ujawniły się problemy zdrowotne mojego synka zaczęłam przeczesywać Internet w poszukiwaniu dostępnych informacji na ten temat i natknęłam się na blogi innych mam w podobnej sytuacji. Idąc za ich przykładem postanowiłam założyć własnego bloga poświęconego tajnikom terapii mojego synka, na którą aktualnie składają się terapia kaskowa metodą Cranioform oraz rehabilitacja metodą NDT Bobath. Aby jednak zrozumieć, jak długą drogę przebyliśmy
od momentu pierwszej diagnozy do podjęcia decyzji o terapii kaskowej,
pozwólcie, że zacznę od początku…
Pewnego pięknego majowego dnia 2012 r. w
Warszawie w Szpitalu na Żelaznej przyszedł na świat Czesio – nasz pierworodny,
wyczekany i wyśniony synek. Poród siłami natury nie należał do najłatwiejszych,
ale szybko poszedł w niepamięć. Wszelkie trudy i wyrzeczenia wynagrodziło
pojawienie się na świecie 3,6 kg niemowlęcia, które otrzymało 10 pt w skali
Apgar. Czesio od pierwszych chwil wydawał się być ślicznym i pogodnym chłopcem.
Poza żółtaczką, która ujawniła się w jego trzeciej dobie życia, w zasadzie nigdy
nic mu nie dolegało. Rósł silny i zdrowy, a przynajmniej nam, rodzicom, się tak
wydawało… Przy pożóltaczkowym badaniu w dwunastej dobie życia lekarka kazała
nam zwrócić uwagę, czy z wiekiem ustąpi u małego drżenie nóżek. Ponieważ Czesio
z tego wyrósł, nie dostaliśmy już żadnych tego typu wskazań czy zaleceń podczas
rutynowego badania w szóstym tygodniu życia. Lekarka nie miała także zastrzeżeń
do naszego sposobu noszenia i pielęgnacji Czesia. Na tym etapie nie myśleliśmy
nawet o ewentualnych konsultacjach u neurologa czy w poradni rehabilitacyjnej.
Tymczasem, jak się nad tym głębiej
zastanowić, Czesio od zawsze (jeszcze w brzuszku) preferował układanie się na
lewym boczku. Od pierwszych chwil wolał przystawiać się do prawej piersi. Przy
lewej zdarzało się, że marudził. W czwartej czy piątej dobie życia nauczył się
sam obracać łepek i od tego czasu zawsze "odwijał się" na lewą stronę.
Na tym etapie cała rodzinka się cieszyła, że to "silny chłopak", bo
sam rusza głową. Niemniej, za radą rodziców i cioć układaliśmy go raz na
prawym, raz na lewym boczku. Niestety, z perspektywy czasu widzę, że zbyt małą
wagę przywiązywaliśmy wówczas do tego, aby Czesio spędzał tyle samo czasu z
główką obróconą w prawo co w lewo. Naszą czujność uśpiły artykuły w
czasopismach dla mam, z których wynikało, jakoby asymetria w pierwszych
tygodniach życia dziecka była sprawą dość typową i jeśli nie towarzyszą jej
dodatkowe niepokojące objawy, powinna sama ustąpić.
W momencie gdy Czesio skończył 2 miesiące
zauważyłam, że jego główka uległa deformacji. Na tym etapie Czesio nienawidził
pozycji na brzuchu, a podciągany za rączki nie był w stanie utrzymać główki. Po
telefonicznej naradzie rodzinnej z
bardziej doświadczonymi od nas kobietami (zwłaszcza babciami Czesia), zaczęliśmy
baczniej zwracać uwagę na jego nienaturalne wygięcie i nieco spłaszczoną główkę.
Przede wszystkim pilnowaliśmy aby jak najwięcej czasu spędzał na prawym, mniej
lubianym boku oraz na brzuchu. Odwiedziny u dziadków wykorzystaliśmy między
innymi na konsultację z doświadczoną panią doktor, dawną pediatrą mojego męża.
Rozmowa z nią umocniła mnie i resztę rodziny w naszej „paranoi” na temat repozycjonowania.
Dodaliśmy element podporu kocykiem lub
ręcznikiem, wstawaliśmy w nocy, aby przekręcić Czesia na drugi bok,
podchodziliśmy do niego z obu stron, aby aktywować prawą, mniej używaną stronę
ciała. Na tym etapie jeszcze wszystko miało się „samo wyrównać”. Mieliśmy się
tylko mocno przykładać do najbliższej wizyty kontrolnej (po ukończeniu przez
synka trzeciego miesiąca). Niestety, ta sama lekarka zaleciła nam podwójne
pieluchowanie Czesia, gdyż jej zdaniem jego nóżki chodziły zbyt luźno w stawach
biodrowych. Dopiero z czasem dowiedzieliśmy się, że wszelkie ograniczenie ruchu
niemowlęcia przeszkadza w przezwyciężeniu asymetrii, natomiast badanie USG bioderek
wykazało, że z Czesia stawami wszystko było w porządku…
Gdy Czesio skończył trzy miesiące było już ewidentne,
że domowe sposoby przezwyciężenia asymetrii nie pomagają. Czesio ssał tylko
lewą piąstkę, w pozycji na brzuchu nie interesował się przedmiotami po jego
prawej stronie, nie cierpiał "brzuchować", podciągany do siadu nie
trzymał główki prosto. W związku z tym po rutynowym badaniu po ukończeniu przez
Czesia trzeciego miesiąca życia nasza lekarka z przychodni wysłała nas na
rehabilitację do nowo otwartego dziennego ośrodka rehabilitacji dzieci z
zaburzeniami wieku rozwojowego. Od osiągnięcia 3,5 miesiąca synek uczęszcza tam
na zajęcia rehabilitacyjne metodą NDT Bobath. Wszystko ze względu na asymetrię
ciała i problemy z napięciem mięśniowym. Początkowo Czesio ćwiczył pod okiem fizjoterapeuty 2 razy
w tygodniu i był do tego odpowiednio pielęgnowany i zabawiany przeze mnie (za
radą terapeutki staramy się wplatać z 2- 3 razy dziennie krótkie serie ćwiczeń
do naszych typowych zabaw). Obecnie, ze względu na poprawę stanu zdrowia,
zmalała intensywność czesiowej terapii w ośrodku. Jego asymetria została
praktycznie przezwyciężona, Czesio ślicznie czołga się i bawi się na brzuszku, a i kształt jego głowy znacznie się poprawił. Niestety,
deformacja nie zniknęła w całości.
Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
Po około dwóch miesiącach ćwiczeń w ośrodku doszedł kolejny problem. Prawie pólroczny Czesio fiknął mi z łóżeczka i uderzył głową o podłogę. W efekcie ze sporym guzem (= złamanie kości potylicznej bez powikłań) wylądowaliśmy na 3-dniowej obserwacji na chirurgii dziecięcej. Po tym incydencie byliśmy z Czesiem na kilku kontrolach lekarskich, w tym w poradni chirurgicznej, u naszej pani doktor od rehabilitacji oraz u neurologa. Z Czesiem po wypadku wszystko jest w porządku. Po dwóch tygodniach oszczędzania się i dochodzenia do zdrowia najzwyczajniej w świecie kontynuuje terapię i normalnie się rozwija.
Przy okazji wizyty w poradni
rehabilitacyjnej, która miała miejsce ze dwa tygodnie po wypadku, pani doktor
podpowiedziała nam, że istnieją specjalne kaski dla małych dzieci (do nauki
chodzenia, raczkowania). Od razu zaczęłam szukać w Internecie kasków
ochronnych, z myślą o rehabilitacji Czesia (aby nie uderzał głową bezpośrednio
o podłoże, jeśli się zacznie "wyrywać" rehabilitantce przy
najbliższej sesji terapeutycznej). Nawet znalazłam czarny kask, w którym Czechu
wyglądałby jak ten czeski piłkarz, Petr Czech... Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z mężem z tego pomysłu :-)
Ponieważ poprzednio szukałam w Internecie różnych informacji na temat asymetrii
ułożeniowej ciała, na którą cierpi moje dziecko, Google to jakoś połączył i
przy okazji trafiłam na blogi "Kaskowej Mamy" i "Karli" poświecone terapii
kaskowej ich synków. Poczytałam i pomyślałam, że tylko taka terapia może pomóc
nadać prawidłowy kształt czesiulkowej główce. Razem z mężem uznaliśmy, że warto poddać
synka takiej terapii. Jego asymetrię ułożeniową i obniżone napięcie mięśniowe niebawem
uda się wyleczyć. Szkoda, aby po jego niemowlęcych dolegliwościach pozostał ślad
w postaci deformacji czaszki. W związku z tym postanowiliśmy nawiązać kontakt z niemieckim ośrodkiem, w którym najpierw "Karla", a następnie "Kaskowa Mama" poddały kaskoterapii swoje dzieci...